ROZDZIAŁDRUGI
Laurazamarłazmetalowymkuflemstryjawjednej
ręceiszmatkąwdrugiej.Wbiławzrokwzniszczone,
najeżonedrzazgamidrzwimieszkania.
Ktośpukał.Toniewróżyłonicdobrego.Niktnigdy
ichnieodwiedzał.
Podskoczyła,kiedyzałomotanopięściąwdrzwi.
Odstawiłakufelipodeszłazdecydowanauciszyćtego,
ktostałpodrugiejstronie,zanimzbudzijejmatkę.
–Ktotam?–syknęła.
–Rathbone.
Odskoczyłajakoparzona.Minęłyjużdwadniodjej
najścia.Czegowięcmógłodniejchcieć?Skręcała
wrękachszmatkę.Narazwjejoczachzapaliłysię
iskierkinadziei.Bawełna!Możeuznałjejpropozycję
zasensownąiprzyszedłomówićwarunki?
Otworzyładrzwi.Wprzeciwieństwiedotych
nielicznychosób,któreodwiedziłyichmieszkanie,pan
Rathbonenieprzyciskałdotwarzyperfumowanej
chusteczkianinierozglądałsięnerwowodokoła,jakby
obawiałsię,żewyskoczynaniegoszczur.Wyglądał
dokładnietakjakdwadnitemu–rzeczowo
izdecydowanie,jakbyprzyszedłwinteresach.Jego
smukłą,alesilnąpostaćokrywałnarzuconynaramiona
ciemnoniebieskipłaszczzwysokimkołnierzem
ipeleryną.Przyjrzałamusięodstópdogłów,
odlśniącychbutówpopłaskikapeluszokrywający
niemalczarnewłosy.Istarałasięzapomnieć,jakten
wymuskanylichwiarzwyglądałbezubrania.