Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
I.Palecpierwszy
Znowupadało,siąpiłasmętnamżawka.Tegopaździernika
wyjątkowoczęstoposępnechmuryzasnuwaływiedeńskieniebo.
WedługspoglądającegoprzezoknoAlbertaMokradłoszarobura
powłokaotulającanieboskłonprzywodziłanamyślżałobnycałun.
Taki,którytomiasto,zwyklepełnesłońcaiżycia,okrywałzasłoną
smutkuimelancholii.
Czyżbystanowiłotozwiastunnowegomroku,tymrazemludzkiej
duszy?Poczynań,którychmackiiszponyświatłoorazżyciezapragną
dlasiebiezawłaszczyć,zgasić?Byćmoże,boludzkiświatpełenbył
bruduijakbyzastałejwilgociwmętnychmoczarach.Tworzyło
topożywkępodrozwójwszelkiegoplugastwa.Jedynegowswoim
rodzaju,ponieważkreowanegoprzezperwersyjnąotchłańumysłu
homosapiens.Gatunkuzdolnegowswejnaturze,czyraczej
wynaturzeniu,dowyjątkowejzgniliznyidegeneracji.Moralność?Dla
kogośznającegoregułyrządząceświatempustyfrazes.
Przezmomentsnującysmętnerefleksjemężczyznawsilewieku
skupiłspojrzenienaokiennejszybie.Spływałyponiejodseparowane
odsiebiedeszczowekrople.Wyglądałynaprzezroczystejpowierzchni
niczymłzypokonującesamotnądrogędonikąd.Ponadtonatleszkła
obserwatorwidziałwłasneodbicie.Obaobrazynakładałysięnasiebie,
oddającwizerunekjakbypłaczącejpostaci.
Albertkojarzyłjużsiebietakimzpaździernikowegodnia
wWarszawie.Tamtenmiesiąciówczesnyrokzmieniływszystko.
Pewienmomentzprzeszłościsprawił,żepoliczkimężczyznyodbólu
istratyprzeorałypodoczymagłębokiebruzdy;cośjakpozostałości
posamotnychłzach.Nazawszebowiemzabrakłokołoniegoosoby,
którajegołzymogłabyotrzeć.Zresztątozjejpowodupłynęły.
NiczymbokserskarękawtwarzAlbertanagleuderzyłafrustracja.
Onodruchowooddałnaodlew,trafiającdłoniąwokno.Uczynił