Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Motto:
Chodząpoświeciezacneludki
wampirkizciałkiemwgabardynie
najpierwwąchająniezabudki
apotemgrackonanieplują
izarazkrzycząoswejwinie
KrystynaFerens
Leżałemnarzeźbionym,niewygodnymłóżku,zwróconytwarządooknaipatrzyłemna
dobrzeznanymiwidok:narożnikkamienicyirozciągniętynawysokościpierwszegopiętra
przewódtelefoniczny.Zwiniętapoduszkaugniatałamikark,leczwołałemleżećw
niewygodnejpozycji,niżwstaćirozprostowaćpoduszkę;odczasudoczasuzdawałemsobie
sprawę,żewpokojuunosisięzapachpopiołuzpapierosów,potemwrażeniemijałoiznów
wpatrywałemsięwnarożnikkamienicy.Znałemwszystkiewyrwywtynku;wnocymogłem
jesobiedokładniewyobrazić.Sięgnąłempopaczkęgiewontów,zrobiłemtoniezręczniei
papierosyrozsypałysiępopodłodze.Teraztrzebawstać,pozbieraćpapierosy,włożyćjedo
pudełkaiostatniegozapalić.Wiedziałem,żemuszętozrobić,wyobraźniapodsuwałamismak
tytoniuidlategonabrałemjeszczewiększejpewności,żewstanę,pozbierampapierosy,abyć
możeotworzęnawetokno;przyokazjipoprawiępoduszkę.Tak,wstanęipozbieram
papierosy,napewnowstanę,tylkojeszczetrochępoleżę.Patrzyłemteraznarozsypane
giewonty,przezchwilęwydawałomisię,żeukładająsięjakkreskiwchińskichlub
japońskichznakach,potemporównaniewydałomisięniezbytudane,przestałemdostrzegać
podobieństwo,widziałemtylkobiałepałeczkinazakurzonejpodłodze,więcznowuzacząłem
obserwowaćnarożnikprzeciwległejkamienicy.Przewódtelefonicznyporuszyłsię
widoczniejestwiatr.Odetchnąłemgłębiej,poczułemnanowozapachpopiołutytoniowego.
Terazbyłemostrożniejszy:wciągałempowietrzemałymidawkami.
Tazwiniętapoduszka!Mięśniekarkuzdrętwiały.Musiałemsięprzesunąć.Właściwieto
obróciłemsięoczterdzieścipięćstopni;ulgabyładośćznaczna.Naprzeciwsiebiemiałem
ścianępowleczonąwarstwąpopękanej,kremowejfarby.Gdyprzechyliłemgłowę,mogłem
patrzećnaoleodrukzułanempojącymkoniainawyciętezjakiegośtygodnikareprodukcje
abstrakcjonistów.Ozdobytezostawiłpoprzednilokator.
Znowuleżyszbezczynnie,znowu!Niewstajesz,mimożechcecisiępalić.Nie
wstajesz,chociażjestciniewygodnie.Pokójnieposprzątany,wstrętnyzapachpopiołunasyc
jużpościel,anawetubrania.Woliszpatrzećnaprzeciwległąkamienicę,awłaściwienajej
narożnik.Tamnawetniemaokna.Dziurywtynkuciągletesame.Amimotoleżysz,
usiłującoszukaćsamegosiebiezmianąpozycji,oszukaćsięprzezliczeniekropek
pozostawionychprzezmuchynaczakuułańskim.
Patrzącnaoleodrukzauważyłem,żeczakojestnieforemnąplamąfioletu.Dziękitemu
zdałemsobiesprawę,żejestzmierzch.Wszafcemiałempółbochenkachleba,resztkimasłai
krążektopionegosera.Poczułemczczość.Wyobraziłemsobie,jakbędęsmarowałchleb,jak
zaparzęherbatęiczczośćustąpiła.Przymknąłempowiekiizobaczyłempłaszczyznę
błyszczącą,jakbybyłazaluminium,zfosforycznielśniącymisłupami.
Wieszdobrze,żesłowo„fosforycznie”jestdlaciebiepieszczotą,lubujeszsięwnim.
Dajecionopozory,żejesteśniezależny,żejesteśkimśwybitnym,gdyżmaszwyobraźnię,
którapotrafizmaterializowaćtopięknesłowo.Dlategozresztąjetakkochasz...Metalowe
płaszczyzny!Czyżwyobrażenieichniekryjewsobietegosamegomechanizmu,co
„fosforycznielśniącesłupy”?Ty,któryśoglądałmnóstwokomiksówzrysunkamipojazdów
2