Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przyjrzałasięjegoszarejcerze,fioletowymworkompodoczami,
przekrwionymbiałkom,matowymtęczówkom.Jegonieułożonym
włosom,conajmniejdwudniowemuzarostowi.Jegospierzchniętym
wargomikilkukrostommiędzybrwiami.Chociażonebyłyidealnie
wyregulowane.
Źlewyglądasz,Simmizauważyła,poczymwbiławidelec
wswojąporcjęposiłku.
Dzięki,mamosarknął,anastępniewywróciłoczami.
Kochanie,jatylkosięociebiemartwięwestchnęła,wyciągając
rękędotwarzychłopaka,żebypoprawićmuopadającąnaczoło
grzywkę.Alkoholciniesłuży.
Zadziwiające.Onsłużykomukolwiek?
Simon,proszę.
Niemamo,tojacięproszępowiedziałtwardo,uporczywie
patrzącwciemneoczyVirginii.Nieprzyleciałemtutaj,żebysłuchać
twoichpretensji.Chcętylkoodwieśćcięodpomysłuzatrudnienia
MarissySmith,botadziewczynanatoniezasługuje.
Skądwiesz?zapytałaspokojniekobieta,nachwilęodłożywszy
sztućcenabok.Nieznaszjej.Wiesztylko,jakabyłapiętnaścielat
temu,kiedywidzieliściesięostatniraz.Niemaszpojęcia,przezcoona
przeszłaijakąosobąsięstała.Możecięzaskoczę,synku,alepiętnaście
lattojednakkawałekczasu.Spójrznasiebie.
Uśmiechnąłsięnerwowo,natychmiastopuszczającwzroknalunch.
Wbiłwidelecwkawałekzapiekankiiztrudemprzełknąłślinę,zanim
wziąłjedzeniedoust.
MusiałprzyznaćracjęVirginii:onsamzmieniłsięniedopoznania.
Niemiałpewności,żezMarissąniestałosiętaksamo.
Przezcaływeekend,kiedyzamykałoczy,podpowiekamiwidziałjej
wygiętewuśmiechu,wąskieustaimarszczącysię,piegowatynosek.
Czułpodopuszkamipalcówjejmiękkie,rudewłosy,wktóreuwielbiał
wtulaćpoliczki.Siedziałzamkniętywswoichczterechścianach,
marząc,żebyjeszczerazspojrzećwjejjarzącesięzielenią,
nieproporcjonalniedużeoczy.
Cochcesz,żebymzrobił?zapytał,przyjmującobojętnyton
głosu.
Taknaprawdęniewierzył,żebyMarissazmieniłasiędotego