Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
ROZDZIAŁ1
1822
Jaktomiłoznowupanaunaswidzieć,panieFalkirk.
—Dawnotuniebyłem,paniBarrowfield—niechpomyślę
—conajmniejsześćlat.
—Dokładniemówiąc,minęłosiedemodczasu,gdyostatniogościł
panunas.Ale,jakzawszepowtarzam,nigdyniezapominamtwarzy
aniprzyjaciela,apanazawszeuważałamzaprzyjaciela,panieFalkirk.
—Czujęsięzaszczycony,szanownapani.
Szkotlekkoskłoniłsięprzedpostawną,niechlujnąkobietą,potem
odchrząknął,jakbyzamierzałprzejśćdorzeczy,ipowiedział:
—Zapewnezastanawiasiępani,comnietudzisiajsprowadziło.
—Aowszem,głowiłamsięnadtym.—PaniBarrowfieldzaśmiała
sięwodpowiedzi.—Niepodejrzewam,żeprzybyłpandlamoich
pięknychoczu.Aleuczcijmyto.
Corzekłszy,podniosłasięzestarego,trzeszczącegofotelaprzy
kominkuiruszyłaprzezpokójwkierunkukredensu.
Otworzyłagoiwydobyłabutelkęportoorazdwakieliszki,które
ustawiłanaokrągłejtacyiprzyniosłanastoliczekobokgościa.Ten
spojrzałzobawąnachwiejnymebel.
Pokój,wktórymsiedzieliwyglądałubogo,jegoumeblowanie
stanowiłozaledwiekilkasprzętów,aścianyrozpaczliwiedomagałysię
odnowienia.Jednakporozstawianewszędzietaniedrobiazgi,któretak
lubiązbieraćkobietywśrednimwieku,buzującynakominkuogień
stwarzałypozoryprzytulności.
—Czyzechcepanodegraćrolęgospodarza?—zapytałapani
Barrowfieldzlekkąkokieterią.
Uniósłbutelkęporto,spojrzałniepewnienaetykietkęinalałpani
Barrowfieldpełenkieliszek,sobiezaśniecowięcejniżćwierć.