Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Chybadamsięnamówić.
Coprawda,niktnieznałcelujejdzisiejszejwycieczki.
Rosezostałapodopiekąswojejprababci.Gdybyjej
nowyznajomyzamierzałcośzłego,nieprędko
bydoniegotrafili…
Kiedywziąłnaręce,instynktownieobjęła
gozaszyję.
Wygodnieci?
Niezdolnawydobyćzsiebiegłosu,tylkokiwnęła
głową.
Dobrzeodparł.Takbędzienajszybciej.
Dziękujęszepnęła.
Odprężyłasiętrochę,alestopazaczęłapulsować
boleśnieikilkakroplikrwispadłonajasnypiasek.
Boli?spytał.
Boliprzyznała.Okropniemigłupio.
Niepotrzebnie.żyłprzedsiebiedługimi
krokami.
Domokazałsięprzestronny,nowoczesny,zpięknym
widokiemnaocean,przynajmniejdwarazywiększy
odjejapartamentuwSantaMonica.
Jesteśmypowiedział.
Możezostańmytutaj…Wskazałaobszernepatio.
Cóż,jeżelituczujeszsbezpieczniej…Mrugł
szelmowsko.
Nieotochodzi.
Nie?Zuśmiechemuniósłładnieukształtowaną
brew.
Niechciałabymciniczegopobrudzićkrwią.Masz
pewniejakieścennedywany…
Dywany?Uśmiechnąłsięszerzej.Naszczęście