Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Królowienawygnaniu
I.Pierwszydzień.
Fryderykaspałaodrana.Spałasnemgorączkiiznużenia,wktórym
zespoliłysięwszystkieniedoletejwygnanejiponiżonejkrólowej,
snem,którymwstrząsałyjeszczezgiełkiizmorydwumiesięcznego
oblężenia,pełnekrwawychwizyjwalk,łkań,dreszczówinerwowych
paroksyzmów.Naglezerwałasięprzerażona.
Zara?GdziejestZara?...krzyknęła.
Jednazkobietpodeszładołóżkaiuspokoiłają:JegoKrólewska
WysokośćhrabiaZaryspałspokojniewswympokoju.PaniEleonora
czuwałaprzynim.
Akról?
Wyjechałkołopołudniahotelowympowozem.
Czysam?
Nie.JegoKrólewskaMośćzabrałzesobąradcęBoskowicza...
Słuchającsłówgwarydalmatyńskiej,posępnejitwardej,jakfala
toczącasiępożwirze,królowaczuła,żerozpraszająsięjejobawy:
spokojnypokójhotelowy,naktóryledwozdążyłarzucićokiem,
przybywszyozmierzchu,ukazałsięjejwuspakajającejipysznej
banalności,zwysokiemizwierciadłami,zwełnistąbiałością,zasłon,
wktórychcieniumilkłiwyiszybkilotjaskółekkrzyżowałsię
zwielkiemićmami.
Jużpiąta!...Żywo,Petscha,uczeszmnieprędzej...Wstyd,żemtak
długospała.
Godzinapiątapopołudniu,adzień,najpiękniejszydzieńletniroku
1872,jeszczesięuśmiechałdomieszkańcówParyża.Królowabyła
zachwycona,skorowyszłanabalkon,długibalkon„Hotelupod
Piramidami”,prezentującegopiętnaścieokien,zasłoniętychróżowym
cwelichem,nanajpiękniejszejczęściulicyRivoli,Naszerokiejjezdni,
gdziezgiełkkółłączyłsięzlekkimszmerempolewaczek,
nieprzerwanyszpalerpojazdówsunąłwstronęLasku,migocącosiami,
uprzężą,blaskiemjasnychtoalet,unoszonychwiremruchu.Następnie
ztłumustłoczonegoprzyzłoconejkracieTuilerjów,strwożoneoczy
królowejprzeniosłysięnapromiennąciżbębiałychubiorów,blond
włosów,nazabawyiuniesieniadziecięce,któreskupiająsię
wsłonecznedninatarasachwielkichogrodówparyskich.Wreszcie
spoczęłynadaszkuzliści,ogromnejzaokrąglonejkopulerozległych
kasztanów,ocieniającychotejporzeorkiestręwojskowąidrżących
odkrzykówdziecięcychigrzmotówtrąb.Cierpkiwstrętdożycia