Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Taksówkarzwysadziłmnietużpodogromnążelazną
bramą,wziąłpieniądzezatransportiodjechał,nie
wypowiedziawszyżadnegosłowapożegnania.
Rozejrzałamsiępodobrzeznanejmiulicy.Nicsiętutaj
niezmieniło,oczywiściepozadomem,podktórym
stałam.Niegdyśmalutki,jednorodzinnydomek,teraz
wyglądałjakforteca.Odgrodzonyzewszystkichstron
wysokimmurem,wydawałsięniedostępnydlazwykłych
przechodniów.Wzięłamgłębokioddechipowoliruszyłam
dowejścia.Nabetonowejkolumniedostrzegłamdomofon
iwchwili,kiedymiałamnacisnąćprzycisk,bramazaczęła
sięotwierać,azdomuwyszedłjakiśmężczyzna.
Zdziwionymoimwidokiemitym,żebezzaproszenia
weszłamnaterenposesji,zagrodziłmidrogę.Był
postawny,aleowielemniejniżmężczyznazeszpitala.
Niemiałteżtatuaży,aprzynajmniejżadnychnie
widziałam,cowcalenieznaczyło,żeniewyglądał
groźnie.Wręczprzeciwnie,bałamsięgobardziejniż
tamtegomięśniaka.
Dzieńdobry,panuprzywitałamsięzuśmiechem,ale
onnawetnieraczyłodpowiedzieć.
Przyglądałmisięzwrogościąimierzyłmnie
spojrzeniem.
Przyszłamdopracy.
Doczego,kurwa?
Yyy…wczorajwszpitaluspotkałampewnego
staruszka.Zaproponowałmipracęipodałtenadres
wytłumaczyłam,choćzdawałomisię,żetenmężczyzna
wogólemnieniesłuchał.
Wyglądał,jakbychciałsięmniejaknajszybciejpozbyć.
Zaszłapomyłka.