Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
Kaśkaotarłaspoconątwarz,odrzuciładotyłuwarkoczi,mrużąc
oczy,spojrzaławdal,tamgdzielasodcinałsięciemnąwstęgą.Przez
chwilęprzyglądałasięzacienionymdrzewom,akiedyniedostrzegła
niczegoniepokojącego,ponowniepochyliłasięnadbujnymi
krzaczkamitruskawek.Wybierałakażdykawałekkomosy,mleczu
inajbardziejznienawidzonegoperzu,któryjakzadotknięciem
czarodziejskiejróżdżkipokilkudniachwypuszczałnowepędy.
Mozolnieposuwałasiędoprzodu,akiedydotarładoostatniej
kępki,zawracałaiznówwygrzebywałatrzymającesięziemikorzenie.
Kończyławłaśniektóryśzkoleirządek,kiedyponownieusłyszała
dziwnyodgłos.Miaławrażenie,jakbyktośkrzyczałtakimcienkim,
rozpaczliwymgłosem.Przypatrywałasięciemnościmiędzydrzewami,
alenicsiętamniedziało.Pomyślała,żetoptak.Coprawda,takie
krzykiwydająpuchacze,alewnocy.Terazzbliżałasiędziewiąta
godzina,słońcezaczynałoniemiłosierniegrzać,więctoniemożliwe,
abypuchaczebłąkałysięotejporzepolesie.
Jeszczerazpopatrzyławtamtymkierunku,akiedyniczego
niepokojącegoniespostrzegła,ponowniezabrałasięzarobotę.
Nomruknęładosiebiejeszczegodzinkaiporawracać.Słońce
jużwysokonaniebie.Matuchnaznowubędziemarudziła,żezadługo
napolujestem,żerobotawdomuczekaiżeprzymojejchorobienie
powinnamtakdługoprzebywaćnasłońcu.Zawszetylko:tegocinie
wolno,ztymtouważaj,ategonierusz.Cholera!–mruknęłazezłością
iprzeciągnęłabrudnąrękąpotwarzy,ścierającdrobniutkiekropelki
potu.
Szarapręgazostałanapoliczku.Niezwróciłanatouwagi,tylko
mocniejzacisnęładłońnadrewnianymtrzonku,zawzięciewycinając
zielskowokółsadzonek.
Kaśkalubiłapracęnapolu.Uwielbiaławcześniewstawać
iobserwowaćjaksłońcepowoliwysuwasięzzahoryzontu.Tumiała
zupełnąswobodę.Mogłapodziwiaćśpiewająceptakiisamaśpiewać
ileduszazapragnie,bowpobliżunikogoniebyło,tylkolas,pole
iniewielkiebagno.Wdomumusiałobyćcicho,bomatkaciągle
skarżyłasięnabólgłowy,alatemletnicyprzyjeżdżali.