Zaparkowałasamochódnagranicymiędzyposesjamiidwukrotnieprzemierzyłacałą
długośćulicy,zanimzdecydowałasięotworzyćfurtkęoznaczonąnumerem
siedemnastym.
Domjakdom,niczymspecjalnymsięniewyróżniał.Piętrowy,kolorubrudnej
żółci,krytyczerwonądachówką.Aniładniejszy,anibrzydszyodinnych.Zleciutkim
rozczarowaniemstwierdziłanawet,żenarazieniepoczuładoniegojakiejś
szczególnejsympatii.Żadnegoradosnegopiknięciawsercu,przekonania,żeoto
znalazłaswojemiejscenaziemi,itakichtamsentymentalnychgłupot,jakby
powiedziałMichał.Nadalbyłaturaczejgościem,któryzjawiasiębezzapowiedzi,a
niepełnoprawnąwłaścicielkądomuzogrodem.Współwłaścicielką,poprawiłasięw
myślach.
CyknęłakomórkąkilkafotekdlaMichała,obeszłabudynekdookołaitrochę
zamarudziłanaschodach.Wyjęłazreklamówkiskromneprezentydlatutejszych
mieszkanek:bombonierkędlapaniSabinyorazpaczkęwhiskasadlakotkiMatyldy–i
łokciemnacisnęłaguzikdzwonka.Odczekałacierpliwiekilkaminut,dającstaruszce
czasnapokonanieschodów,izadzwoniłaponownie,alejakośtakbezprzekonania.
Kiedyitrzeciapróbanieprzyniosłarezultatu,dałazawygraną.Widocznienikogonie
zastała.Wcześniejbyłaprzekonana,żewidziałaczyjąśtwarzwoknienapiętrze,ale
możejejsiętylkowydawało.
Popołudniowawizytatojużbyłatotalnakatastrofa,októrejAgnieszka
wolałabyjaknajszybciejzapomnieć.Ataksiędoniejprzygotowywała.Ułożyłasobie
nawetcałąmowępowitalną,alenawidokzaciętejtwarzystaruszkistraciłacały
animusz.Możegdybyodeszłazarazpotym,jakstarszapanipomyliłająz
akwizytorką,zatrzaskującjejdrzwiprzednosem,zyskałabykolejnąszansę.Atak,
szkodagadać!Ponownienacisnęładzwonekizostałatakzwyciągniętąręką,
zaskoczonafaktem,żetymrazemdrzwiotworzyłysiębłyskawicznie.Wykazałasię
jednakrefleksemiuprzedzającatak,szybkowyjaśniłanieporozumienie,dokonując
wyczerpującejautoprezentacji.Nakoniecwceluprzełamanialodówwręczyła
staruszceskromnyprezent.
–Niewiedziałam,jakiepanilubi,więcwybrałamwielosmakowe...
–Niejadamkociejkarmy!–odpowiedziałaSabinaBoszkozgodnością.
–Whiskasoczywiściedlakota,aleoddajęwpaniręce.Adlapanimam
czekoladkiodWedla,tylkomisiępudełkapomyliły–usprawiedliwiłasię,
zastanawiającsię,czystarszapanimachociażodrobinępoczuciahumoru.Jakośnato
niewyglądało.
–Agdziekot?–zapytałaAgnieszka,żebyjakośpodtrzymaćrozmowę.
–Jakikot?
–Kotkawujka,Matylda.Notariuszmówił,żepanisięniąopiekuje...
–Ciekawe,bomnienictakiegoniepowiedział–zdziwiłasięSabina.–Zresztąi
takwyjeżdżałam.
–Jaktopaniwyjeżdżała?–zapytałaAgnieszkadrewnianymgłosem.–
Przecieżonaniemogłazostaćsama...–jęknęła.
Odśmierciwujkaminęłojużtyleczasu.Jeślikotkazostaławogrodzie,to
mogłamiećjakieśszanse,alejeślisiedziałazamkniętawmieszkaniu,to...Poraziłają
myśl,żeprzezkarygodnybrakwyobraźniwszystkichzainteresowanychżywaistota
zostałaskazananaśmierćgłodową.Powinnaprzyjechaćtuzarazpierwszegodnia,
sprawdzić,zaopiekowaćsię...
–Kici,kici!–zawołaładesperacko,nasłuchującchoćbynajcichszegopisku,
szelestu,jednymsłowemjakiegokolwiekznakużycia.
Zamiasttegocośmiękkiegoipuchategoenergicznieotarłojejsięonogi.
–Matylda?!–zawołałazradosnymniedowierzaniem.
4