Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
wielukoleżanek.Marekmówił,żesąwodcieniubursztynowym.
Wystarczyłotrochęwilgociwpowietrzu,byskręciłysięwkaskadę
małychloczków,aleterazrozprostowaneiwyszczotkowaneukładały
sięwmiękkiefale.
Dźwiękkomórkiwyrwałjązzamyślenia.
–Asiu,muszępowiedziećcicośważnego.–Przyjaciółkaodrazu
przystąpiładoataku.
–Cześć,Madziu,stałosięcoś?
Joannasięgnęładotorebkipotusz.Ztelefonemściśniętymmiędzy
głowąaramieniempróbowałapomalowaćrzęsy.
–Właściwie…tonicpewnego…ale…ja…–Magdazawahałasię.
–Zadzwonięzsamegorana,dobrze?–odpowiedziałaJoannaimimo
pośpiechuzaczęłasiętłumaczyć:–Ojciecjakzwyklestanął
nawysokościzadania.Wrzeszczałponadgodzinę.Niemamjużani
minutki,amuszęsięjeszczeumalować.Zadzwonięjutro,OK?
–Zakręciłatubkęztuszem.
–Zadzwońdziś.Zależymi.Bardzo–szepnęłaMagda.–Niemogę
mówićgłośniej.Jestemjeszczewpracy.Dzwonięzmagazynku.
–Późnowrócę.–Joannaspryskałasięperfumamizauchem.
–Zadzwonięraniutko.
–Nodobrze…Októrej?
WyrzutwgłosieprzyjaciółkiobudziłwJoanniejeszczewiększe
poczuciewiny.
–Zsamegorana,obiecuję.Oósmej.Najpóźniejodziewiątej.
–Zflakonikiemwdłoniczekałanazakończenierozmowy.
Zapadłaniezręcznacisza.WkońcuMagdaspytałainnymtonem:
–ZmieściłaśsięwZuzysukienkę?
–Ledwo.Długopisemdociągnęłamzamek.–Zaśmiałasię.–Pojęcia
niemam,jakjązdejmę.Jutrociwszystkoopowiem.
–OK.Udanejzabawy.–Przyjaciółkarozłączyłasięzociąganiem.
Zrobiłosięnaprawdępóźno.
WkorytarzuJoannanatknęłasięnaojca.Niski,otyły,odlatchodził
lekkoprzygarbionyiwprzydeptanychpantoflachzamiastkapci.
–Atydokąd?–Zasłoniłsobąwąskiprzedpokój.
–IdęzMarkiemnakolację.–Przestąpiłaznoginanogę,czekając,
ażjejustąpi.
–Niezakrótkatakiecka?–Zmierzyłjąkrytycznymwzrokiem.
–Wyglądaszwniej,jakbyśszładoburdelu.
–Przestań,tato.Jestemdorosła.–Mimowolniepoprawiłamateriał.
–Oświadczyłsięjuż?–Ojcieczmieniłtemat.