Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Skinąłemgłowąipodniosłemsięzkrzesła.Zlodówkiwyjąłemwermutiwodęsodową.
Postawiłempłynyiszklaneczkęprzedgrubasemizająłempoprzedniąpozycjęzabiurkiem.
-Dużoopanusłyszałem-wysapałmiędzyjednymłykiemadrugim.Zacząłemoglądać
paznokciemojejprawejręki.
-Dlaczegopannicniemówi?-spytałbogacz,odstawiającszklaneczkę.
-Niemamnarazieoczym-odpowiedziałem.
-Słusznie,słusznie-wyjąłzkieszenichusteczkę;otarłniąwargiiczoło.-Wiepan-
przytychsłowachtwarzjegowykrzywiłasięwuśmiechu,któryzarazzniknął-wiepan,
ostatniobojęsię.-Zgasiłpapierosa,silnienaciskającniedopałkiemnapopielniczkę.
Podsunąłemmupaczkę,wziąłświeżegopapierosa,zapaliłizacząłwpatrywaćsięw
okno.
-Niejesttowymysłbogatego,nudzącegosięczłowieka-ciągnął,wpatrzonynadalw
okno.-Poprostudostajęostrzeżeniatelefoniczne.nNiedługozginiesz”albocośwtym
rodzaju.Przypuszczam,żetelefonująludzie,którzyprzyjechalizAmeryki.Miałemtamkilka
nieprzyjemnychspraw,wprawdziebyłotodośćdawno,aleniktinnyniemógłbygrozićmi
śmiercią.Dlategomamdlapanapewnąpropozycję.Odjutrabędziepanprzymnie,niebędzie
todługotrwało,najwyżejmiesiąc.Sądzę,żesprawapomiesiącupowinnasięwyklarować.
Zgadzasiępan?
Patrzyłnamnie,poruszającprzyoddychaniuswymigrubymiwargami;ruchjegowarg
skojarzyłmisięzeskurczamipyszczkarybywyjętejzwody.
-Mamprzezmiesiącbyćprzypanu,podczasjedzenia,przejażdżki,konferencjii
innychrzeczy.Czytak?
-Niezupełnie-odparł.-Niebędzieżadnychkonferencji.Zamieszkamywmojejwilli
położonejtużzamiasteczkiemLugaro.Wiepan,gdzietojest?
Skinąłemgłową.Przezchwilępatrzyłemnaobraz.
-Zgadzamsię-powiedziałem.
-Pańskiewynagrodzeniejestpłatnezgóry-rzekłtonemwyjaśnienia.
Ztylnejkieszenispodniwyciągnąłksiążeczkęczekową,wydarłzniejwypełnionyjuż
blankietipołożyłgonabiurku.Zauważyłemliczbęinapis:dwamilionylirów.Kiedy
książeczkaznikłanapowrótwjegokieszeni,chwyciłszklaneczkę,nalałdoniejwermutui
wodyiłapczywiewypił.
-Przyjadęjutropopanaogodziniejedenastejprzedpołudniem.
-Dobrze,będęczekał.
CarloBarenzowstał,podałmimiękką,białądłoń,odwróciłsięiodszedłlekkim,
kołyszącymsiękrokiem.Cichotrzasnęłydrzwi.
Popatrzyłemnazegar.Wizytatrwałazaledwiedziesięćminut.Wyciągnąłemzbiurka
rocznikipismkryminalistycznychzlat1948-1949izagłębiłemsięwlekturze.Odczasudo
czasunotowałemciekawszewypadki.Zaciekawiłmnieopismorderstwapopełnionegow
Marsyliiwroku1948.Pewnegodniaznalezionoleżącegonaulicymężczyznę.Sekcjazwłok
wykazała,żemężczyznazostałzamordowanycienkim,ostrymnarzędziemwprowadzonym
przezkarkdoczwartejkomory.Takzamordowaćpotrafijedynieczłowiekdoświadczony,tj.
lekarz.Policjazaczęłaszukaćwśródprzyjaciółiznajomychzamordowanego.
Zidentyfikowano,zamordowanybyładwokatemzajmującymsięniebardzoczystymi
interesami.Mordercąokazałsięlekarz,przyjacieladwokata.Niezdołanoustalićprzyczyn
morderstwa.Lekarz-zabójcazostałskazany.
Kiedyskończyłemczytaćhistorięopisanąpompatycznymstylemprzezfrancuskiego
kryminologa,zadzwoniłtelefon.Odsunąłemodsiebieroczniki,przypadkowospojrzałemna
zegarek,byłagodzinajedenasta.Podniosłemsłuchawkę.Douchawlatywałymisłowa
wypowiadaneprzezjakiegośmężczyznę.
3