Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-PanUmbertoPesco?Tak?!-Niechsiępanwycofaztejimprezy,możnaoberwać
razemzklientem,więcsięlepiejwycofać.Czytotakieprzyjemnenosićwbrzuchunóżalbo
kulkę?Co?Żądamwtejchwiliodpowiedzi!
-Jeżeliżądaszodpowiedzi-odparłem,niepodnoszącgłosu-toprzyjdź,chłopczyku,
domegobiura.Skujęcipiękniebuzię,takżeodzwyczaiszsięprzeszkadzaćludziomwpracy.
Zdrugiejstronyprzewodusłuchawkaopadłanawidełki.Uśmiechnąłemsię.Roczniki
zajęłynapowróthonorowemiejscenabiurku.
OgodziniedwunastejwszedłdomegobiuraFrancoGarden,pracownikoddziału
zabójstwprzyGłównejKomendziePolicjiwRzymie,malarzamator,któregoobrazwisiałw
mymbiurze.
-Wartobycośzjeść-powiedziałnapowitanie.
-Maszjeszczegodzinę-uspokoiłemgo.
-Conowego?
OpowiedziałemmuowizycieCarlaBarenzoitelefonie.
-Przyniosęcipięknybukietkwiatównatrumnę-pocieszyłmnieFranco.
-Wieniecjestbardziejestetycznyodbukietu.
-Dobrze,będziewieniec-zgodziłsiępostrachmorderców.
Rozmawialiśmywtensposóbdogodzinypierwszej.Potemwstaliśmyjaknakomendę,
spojrzeliśmynapłonącykoloramiobrazi,uśmiechnięci,zgodniepodążyliśmykuwyjściu.
Naulicyczekałamojanowalancia,którąkupiłemdziękirozszyfrowaniusprawy
nazwanejprzezdziennikarzynNiebieskąkartą”.Kilkanaścieminutpotemsiedzieliśmyw
dobrejrestauracji.WśródszumurozmówwybijałsięgłosFranca,którygłośnonamyślałsię,
jakiewybraćprzekąski.
II
PrzykawiedosiadłasiędonasgrupaprzyjaciółFranca.Dziennikarzeikarykaturzyści.
Byłemtrochęsennypoobfitymobiedzie,dlategochętniewypiłemdwakoniaki.
Jedenzdziennikarzy,chudzielecolatającejdużejgrdycewspominałjakąśangielską
turystkę;jegokolegaprzerywałmucochwilę,przypominającniektóreszczegóły.
Zniecierpliwionychudzielecmachałrozpaczliwieramionami,przeginałsiędotyłu,
wybałuszałoczy.Nictojednakniepomagało,kolegabyłbezlitosny,wtrącałwdalszymciągu
swojeuwagi.
-Prawdajestnajważniejsza-skrzeczał.
ZniecierpliwionychudzielecprzestałsnućwspomnieniaoAngielce,zczegoskorzystał
pucołowatykarykaturzysta,proszącFranca,byopowiedziałociekawymprzypadkuzeswej
praktyki.Francozacząłpleśćbujdy.Byłytamjakieśpogoniezatajemniczymwynalazcą,
przewijałysiępięknekobietytrucicielki,szczękałymaszynydowyjaśnianiamyśli.Wszyscy
słuchalizzaciekawieniem,chudzielcowimiarowoporuszałasięgrdyka,pucołowaty
karykaturzystatarłkciukiempodbródek;byłotobardzowesołe.Patrzyłemnamojego
przyjaciela,jakłgałzwesołymgrymasemtwarzy;byłterazbardzopodobnydoswego
dziadkaAnglika,któryprzyjechałdoWłochnamiesięcznypobyt,apozostałnastałe.Portret
dziadkawisiałwpracowniFrancananajlepiejoświetlonejścianie.
ZustFrancawyskakiwaływłaśnienagietrucicielki,gdystanąłprzednimrestauratoriz
przepraszającymuśmiechemwskazałnatelefon.
-Chodź,musimysięspieszyć-powiedziałFrancopowyjściuzkabinytelefonicznej-
zamordowanotwojegoklienta.
-Kogozamordowano?-wykrzyknąłchudydziennikarz-niechnampanpowie!
-ZamordowanoCarlaBarenzo.
4