Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
panprzesadza.Widzę,żesiępannamniegniewa.Niechsiępan
uspokoi,proszępana,jeślipanmożeipowiemizzimnąkrwią:
ocosiępangniewa?
Dlaczegomnietutrzymacie?
Dlatego,żepanchory.
Tak,chory.Aleprzecieżdziesiątki,setkiobłąkanychzażywają
swobody,dlatego,żewaszenieuctwoniejestwstanieodróżnićich
odludzizdrowych.Czemużwięcjaiciotonieszczęśliwimusimy
tusiedziećzawszystkich,jakkozłyofiarne?Pan,felczer,nadzorca
icaławaszaszpitalnazgrajawznaczeniumoralnembezporównania
niżejstoiodkażdegoznas,czemużwięcmysiedzimy,awynie?
Gdzielogika?
Moralnewzględyilogikanicztemwspólnegoniemają.
Wszystkozależyodzwyczaju.Kogozamknęli,tensiedzi,akogonie
zamknęli,tenużywaswobody,otiwszystko.Wtem,żejajestem
lekarzem,apanczłowiekiemchorym,niemanicdoczynieniaani
moralnośćanilogika,atylkoprzypadek.
Nierozumiemtychbredni...rzekłgłuchoJanDymitrycziusiadł
nałóżku.
Mosiek,któregoNikitanieśmiałwobecnościdoktorarewidować,
rozłożyłnaswemłóżkukawałeczkichleba,skrawkipapieru,kości
iwciążjeszczetrzęsącsięzzimna,wyrzekłcośprędkoiśpiewnie
pożydowsku.Zapewne,wydałomusiężeotworzyłsklep.
NiechmniepanwypuścirzekłJanDymitryczigłosmuzadrżał.
Niemogę.
Aledlaczego,dlaczego?
Toniewmojejmocy.Niechpansamosądzicoztegozakorzyść
dlapana,jeślipanawypuszczę.Pójdziepan.Atuzatrzymająpana
mieszczanie,albopolicyaiodprowadzązpowrotem.
Tak,tak,toprawda...odparłJanDymitrycz,pocierającczoło.
Tostraszne!Alecorobić,co?
GłosJanaDymitryczaijegomłodamądratwarzpodobałysię
AndrzejowiEfimyczowi.Zapragnąłprzyhołubićmłodegoczłowieka
iuspokoićgo.Usiadłobokniegonałóżku,pomyślałchwilęirzekł:
Pytasiępan,corobić?Wpańskiempołożeniunajlepiejuciec.Ale
niestety,tonanicsięniezda.Zatrzymająpana.Kiedyspołeczeństwo
odgradzasięodprzestępców,odumysłowochorychiwogóle
odniedogodnychmuludzi,wtedyjestniezwyciężone.Zostajewięc
panutylkojednodozrobienia:uspokoićsięwprzekonaniu,żepobyt
pańskitutajjestkonieczny.