Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Dzieńdobry—powiedziałMaliszekiuśmiechnąłsięleciutko.
—Wyobrażałemsobiepanazupełnieinaczej!
Kortarzuciłokiemwgłąbmieszkania.
—Nie—uspokoiłgomężczyzna.—Niemanikogo.Wysłałem
żonędokina.Synmazajęciawklubiesportowym.Takigłupi,
najakiegowyglądam,tojaniejestem—roześmiałsiędobrodusznie.
—Panuważa,żekierownikpocztywGarwoliniehodujewogródku
peonie,makilkanaściekur,wie,jaktrzebaostemplowaćlisty,co?
ZkoleiuśmiechnąłsięKorta.
—Mamypoprostutrudnąsprawę—powiedziałspokojnie.
—Cieńpodejrzeniawstosunkudomojejosobyimogęzarazbrać
walizeczkę,wsiadaćwnastępnyautobusdoWarszawy.
—Jawszystkorozumiem.
Kortaznówuśmiechnąłsięlekko.
Tęgimężczyznaroześmiałsięrubasznie.Spoważniał.
—Napijesiępanczegoś?—zaproponował.—Czystej?Ruskiego
winiaku?
Kortausiadłnafotelu.Wmieszkaniupachniałoczystością,złożoną
zzapachuwiędnącychkwiatów,częstowietrzonychchodników,
domowychwypiekówinasłońcususzonychpłócien.Byłtozapach
domurodzinnegoiKortapoczułsięwnimdobrze.Zadobrzejak
napracę,którąmiałpodjąćnazajutrz.
—Nawetmojażonaniewie,dokądsięudałem—powiedział
nistąd,nizowąd,biorąckieliszekwpalce.
—Anoczasemtakbywa—mruknąłtęgimężczyzna,siadając
nawprostgościa.Sprężynyjęknęłypodjegociężarem.Był
sympatycznyiniegadałniczego,comożezirytować.Niebyłownim
nic,coczęstonużywinnych—zbytniejciekawości.
—Czujesięuwasdom—rzuciłKorta.
—Ot,małemiasteczko—odrzekłmężczyzna.—Rzadkojeżdżę
doWarszawy.Żonateż.Chłopaktolata,młody.Przywykliśmy
domiejscajakżółwiedoskorupy.Ktomajednąskorupę,starasię,
żebybyłanajznośniejsza.
Kortapomyślał,żejegożycieskładasięzwieluskorupiżeten
familijnydomrozbraja.Naogółbyłzadowolonyzeswoichskorup.