Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
52
KATARZYNACYTLAU
jącnanią,zmieniająsięwmałekropelkiwody.Kiedyzauważył,że
dziewczynamusięprzygląda,uśmiechnąłsięzakłopotany,chowa-
jącrękędokieszenikurtki.
Bardzorzadkobywamtuzimą,aśniegjesttakifascynujący
tłumaczył.
Gabriellazamyśliłasię.
Tam,gdziemieszkasz,niemaśniegu?spytała.
Nieodparł.
Agdzietojest?dociekała.
Chłopakzawahałsięnieco.
Todośćosobliwemiejscepowiedziałcicho.Tamniema
pórroku.Zawszejestprzyjemnapogodaipowietrzejestniezwyk-
learomatyczne.Tojestcośwrodzajuinnegowymiaru,całkiemin-
negoświata.
Zerknęłananiegozlekkimuśmiechem.
Żartujeszsobiezemnieczyjak?spytała.
Aleonbyłbardzopoważny.
Toniejestżartodparł.Toprawda.Myślę,żenajwyższy
czas,byśpoznała.
Gabriellazatrzymałasięgwałtownieispojrzałanachłopaka
wyczekująco.
Mów!poleciła.Mamjużdośćzagadek!
Utkwiłwniejswojeciemneoczy.
Posłuchajzacząłodrobinęniepewnieja...Niejestemdo
końcaczłowiekiemi...Tyteżnie.
Patrzyłananiegoprzezchwilę,apotemroześmiałasię.
Rafaelpokręciłgłowązrezygnacją,anastępniewyciągnął
przedsiebiedłońijejwnętrzeskierowałkugórze.
Spójrz!powiedziałdoniejidziewczynapopatrzyłanajego
dłoń.
Delikatnieporuszyłpalcamiinieoczekiwaniepłatkiśnieguza-
częływirowaćdookołanich,jakponiewidzialnejspirali.Gabriella