Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niemamznajomych.
Oniotymdobrzewiedzieli.Przecieżnigdynieprzyprowadziła
nikogo,aposzkolewracałazawszeprostododomu.TażmijaAnka
wielokrotnieinformowałastarych,żenaprzerwachmłodszasiostra
siedzisamanaparapecie.Nibyztroski,starzydawalisięnatonabrać.
Nabieralisięnawszystko,comówiłaAnka.
–Najwyższyczas,żebyśmiała.–Matkanadalszczebiotała.
Matyldaspuściłaoczy,żebyniktniedostrzegłwnichpogardy.
Normalniechciałosięrzygać.
–Zaprośjakąśdziewczynkęzklasy,możeudacisiędziękitemu
zniązaprzyjaźnić,aresztętowarzystwazorganizujeAnusia.Prawda,
kochanie?
Matyldapodniosławzrok,aAnkaspojrzałaniemalprzepraszająco.
Wiedziała,żeprzegięła.Dobreito.
–Mamo,niesądzę,żebyMatyldachciała,żebymorganizowałajej
znajomych.
Szlachetnastarszasiostrabrałająwobronę.
–Nieorganizowała–stanowczygłosojcaucinałwszelkądyskusję
–alezpewnościąbędziejejmiło,jeślinajejurodzinachbędziesz
tyiMateusz.Możewziąćzesobądwóchkolegów,żebybyłoweselej,
aMatyldarzeczywiścieprzyprowadzijakąśkoleżankęzklasy.
Cotynato?–PrzeniósłwzroknaMat.
–Janeczku.–Matkawłożyławimięmężamaksimumuczucia,
przezcojejgłosbrzmiałjeszczebardziejpiskliwie.–Tyzawsze
wszystkotakładniewyjaśnisz.
Matyldaniespuściłaoczu.Mateusz,studiującychłopakAnki,był
raczejwporządku.Problemstanowiliwszyscyinni.Chybajednak
mniejszyniżsprzeciwieniesięojcu.
–Tak,tato.Toświetnypomysł.
Zrozumiała,żeniewygra.
Tamtegowieczoru,apóźniejwnocy,czułamsięprzegrana,ale
następnegodniazaprosiłamAśkę,aonaodrazusięzgodziłainawet
ucieszyła.Ankaprzyszłaprzedsnemdomojegopokojuipowiedziała,
żekoledzyMateuszasąklawi.Niedopytywałam,corozumiepodtym
pojęciem,zresztąniewierzęjej.Gdybymjednymsłowemmiałaokreślić
członkówna
szejro
dzi
ny,zro
biłabymtotak:
Anka–fałszy
Mat
Oj
ciec–sil
ka–idiot
ny.
wa.
ka.