Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
KTOSIĘPRZEZYWA...
Tobyłamaleńkastacjagdzieśwśrodkugłuszy.Oświetlonyblaskiem
księżycaniewielkiceglanydomekzzakratowanymioknami,
wyszczerbioną,porośniętąmchemdachówkąidrewnianąwiatą
sięgającąpołowybrukowanegoperonu.Wśrodkuświeciłasiętylko
jednalampka,zapewneprzybiurkuzawiadowcy.
Dochodziłapółnociwedługnowegorozkładuumocowanego
nazmurszałejścianienadpołamanąławkąodtrzechminutpowinien
tustaćosobowydoWarszawyWschodniej,niktjużjednakniewierzył
wpunktualnośćkolei.Oczasiezacharczałytylkoprzechodzone
głośniki,anastępnierozległsięwyrecytowanyznużonymgłosem
komunikatokwadransiespóźnienia,któremogłouleczmianie.
Apotemznowutylkociszaicykanieświerszczynaokolicznych
polach.
Inaglegdzieśwoddalirozległsięryk.Miarowy,głośny
iagresywny,narastałzkażdąchwilą,płoszącuśpioneptaki.Wreszcie
spomiędzydrzewwystrzeliłsnopjasnegoświatła.
Wzakratowanymokniepojawiłsięzawiadowcawsłużbowej
czapcezdaszkiem.Zjednąrękąprzyłożonądoczoła,adrugą
uzbrojonąwdługą,ogumowanąlatarkę,stałtakprzezdłuższąchwilę,
jakbynieświadom,żezasprawąlampkizajegoplecamijestdużo
bardziejwidoczny,niżsamcokolwiekwidzi.Gapiłsięwsnopświatła
iwsłuchiwałwryksilnika,dostrzegłwksiężycowejpoświacie
ogromnymotocykl,będącyźródłemzarównoblasku,jakihałasu.
Odczekałjeszczechwilę,pojazdsięzatrzyma,apotem
przybyszemężczyznaikobietaodwiesząkaskiizsiądązmotoru,
poczymwróciłdobiurkaispecjalniedlanichjeszczeraznadał
komunikatospóźnieniu.Wychodzićdonichanimyślał;łysy,blady