Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DODIABŁAZBOGIEMRW2010
GrzegorzPiórkowskiKismet
Czekałem,ażzadzwonitelefon.Zadzwonił.
–Widziałeś?
TodzwoniłFerdek,kumpelzoddziału,onteżwłaśniewróciłzfrontu.
–Taa.TosiępapieWatykanprzypomniał.
–Alebędzie.Przynajmniejtymrazemnicmusięniestało.Brudasytampewnie
płacząteraz,będątransmitowaćmarszeżałobne,apotemrzeźludnościokupowanej.
–Topewniezarazwracamy.
–Ażebyświedział.Dzwonilijużdociebie?
–Co?Nie.Cotygadaszwogóle?
–Jakaśmisjanowa.Nibyniebezpiecznaiwogóle.Botamsiędziwydzieją,
wsumietodokońcaniewiadomo,ocochodzi.Możnaiść,możnanieiść,dają
wybór.Alepójdąwszyscy,doktórychzadzwonią.Wiesz,jakniepójdziesz,tojesteś
cykor.Itakietam.Zarazzacznąsięplotywdywizji.
–Domnieniktniedzwonił.
–Możeciebieniechcą.
–Aktociępytał?
–Dziadek.
–Uuu.Icopowiedziałeś?
–Ajakmyślisz?Żejadę.Odprawazatydzień,trzebabędziejechaćdo
Warszawy.
–Ico,znowustrzelaniedociapatych?
–Taa.Ijakieśtamreligijnegłupoty.Ależadnychkonkretów.Naodprawie
wszystkopowiedzą.
–Pewniepłacądobrze,skoronibytamisjatakaniebezpieczna?
–Odchuja.
–Szczęściarz.
–Sięokaże,czywrócę.
6