Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ponieważnaszosienacałejszerokościtłokbyłnie
doopisania,więcrazemzwielomainnymichodziłem
wzdłużdnarowu,ciągnącegosiępoobydwustronach
szosy.Brodziłosięwięcczasamiwbłocielubchodziło
poudeptanejtrawie,któraugniecionabyławjednym
kierunkunawschód.Przeztenczaszawierałosięcoraz
tonoweznajomościztowarzyszamipodróży.Mniejwięcej
każdymiałprzedsobąjakiśokreślonyplan.Przeważnie
myślanooudaniusięnaLitwę,astamtądzagranicę.
Uważałemznowutychludzizafantastów.Oczywiścienie
podejrzewałem,żeludziecimieliukryteprzysobie
skarby,podczasgdyjarozporządzałemsumąokoło12zł.
Nieupadałemjednaknaduchu.Znadejściemwieczoru
zatrzymaliśmysięgrupkąujakiegośgospodarza
przydrożnego,abyprzenocować.Umyliśmynogi,
zauważyłem,żeniektórzymielijużpęcherzeirany
nanogach,zjedliśmyprzygotowanąprzezgospodynię
kolację:kluskizmlekiemiudaliśmysiędostodoły
nasłomę.Pamiętam,zabezpieczyłemsięprzedchłodem,
ściągającnasiebiejakieśprzypadkowoznalezione
nasłomiestarepodartepalto.Pomyślałemowszach,
któremnienapewnonieominąwdalszymetapie,
imimoodrazyprzykryłemsię.Wnocyktóryś
ztowarzyszypodróżyzgubiłwsłomiedrobnepieniądze
izacząłjeszukać,zapalajączapałkijednązadrugą.Około
4-tejnadranemudaliśmysięwdalsząpodróż.Pierwszego
dniaprzebyłemok.40km.DoMińskaMazowieckiego
przybyliśmyo6-tejnadranemistanąłemodrazu
wogonkuprzedpiekarnią.Kiedyzaczętowydawaćchleb,
usłyszanogroźnyszumsamolotówipochwiliwszyscy
rozlecielisię,kryjącsiępokątachizaułkach.Jakżeż