ROZDZIAŁPIERWSZY
WzgiełkupanującymwkuchnirodzinyRosellich,
którawłaśniezasiadaładokolacji,ledwiedałosię
słyszećdzwonektelefonu.
Kuchnianiebyładuża.Gdybyspotkałasięcała
rodzina,musielibypostawićdużydrewnianystół
napodwórzupodobrośniętąwinempergolą.Tegodnia
padało,ataknaprawdęlało,jaktoczęstobywa
wPółnocnejAustralii.Obrośniętawinempergolanie
ochroniłabyichprzedzmoknięciem.
Tłoczylisięzatemwwąskiejkuchni,gdziewjednym
końcuAdrianaRoselliwodziłarejprzyblacie
ikuchence,zaśdrugikoniecwypełniałsosnowystół
mieszczącydziesięćosób,jeślisięścisnęły.Trudniej
było,rzeczjasna,wcisnąćtamjeszczewózekinwalidzki,
dlategowtymmomenciepanowałrozgardiasz.
–Au!Nadepnęłaśminanogę,Fiona.Uważaj.
–Gdybyśniezatkałsobieuszudurnymisłuchawkami
ztątwojąkoszmarnąmuzyką,zauważyłbyśnas.Posuń
się,Guy.
–Najpierwmnieprzeproś.Chybazłamałaśmipalec.
–Totypowinieneśprzeprosić.Patrz,Angelprzez
ciebiepłacze…
–Uspokójciesię!Jakupuszczęlasagne,wszyscy
będziecieżałować.
Mammamia
!–Adrianatrzymałanad
głowądużątacę,zktórejunosiłasiępara,ajej
najmłodszysynprzepychałsięobokniejłokciami.
–Czemumojedziecinigdyniedorosnąiniezachowują
sięjakprzystoi?Czymjasobienatozasłużyłam?Lia,