Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
którawiodłakugórzewąwozu.Niedźwiedźsamsiępchałpod
tomahawkMieciaimójbagnet.Przeżegnaliśmysiędlanabrania
odwagi.Popatrzyliśmywnieboprześwitującemiędzygałęziami.
Wstaliśmyiznówzaczęliśmysięskradać,aleMieciojużtomahawkiem
niewymachiwał.
Szliśmypodgórępoindiańsku,naugiętychnogach.Dopieroteraz
widziałemteposkręcaneizwalonedołemdrzewa.Iciemnotambyło.
Bogudziękiścieżkaszławgórę,gdzieświeciłosłońce.Wjegoblasku
obydwajzobaczyliśmytosamo:cośsiętamruszałozadrzewem.
Niedźwiedź!?Aletakiwielgachny?Wysunąłburygrzbietijakby
kucnął,byskryćsięprzednami.Mieciazamurowało,mnieteżstrach
obleciał.Iwtedyusłyszeliśmypomrukiwanie,anastępnieokropny
ryk...Nacaływąwóz.Jakbyporusku...Struchlałem.Akiedy
niedźwiedź,rycząc,wypadłnaścieżkęzpodniesionymiłapami,Miecio
opuściłnaziemiętomahawkirzuciłsiędoucieczki.Janiezdążyłem,
stałemosłupiały.Teżchciałemdaćdrapaka,alemniezamurowało.
Ale,ale,niedźwiedźpotknąłsięowłasnąskórę,omałonieupadł,
azeskórywyturlałasięLucia.Małonieumarłem.Luciaoskalpowała
niedźwiedzia?Mieciozaszybkorzuciłsiędoucieczkiizaiwaniał
ścieżkąwdół.Wołał:„Musiuu!,Musiuu!”.Wtedyzgóry,zzadrzewa,
wyszedłwujekipokładałsięześmiechu.Towcaleniebyło
śmieszne.Tobyło,było...okropne,niewiemjak.Chciałomisię
płakać,więcpobiegłemzaMieciem.
Słońcewłaśniezaszłozachmuryiniebocałezrobiłosiężółte,
anaziemięzaczęłaspadaćtakażółtapozłota,wprostnaścieżkę,
poktórejpognałMiecio.Zrobiłemjeszczedwasusyisiępoślizgnąłem.
Botegożółtegobyłocorazwięcejnaścieżce.Jakbychmurywiedziały,
żeniewolnociepłegociastapopijaćkwaśnymmlekiem.Podniosłem
sięizdalekazobaczyłem,żeMieciowbiegadodomu,wprost
wobjęciawujenki,którastałanaprogu.Itakbyłbohaterem,choć
gdybyniedźwiedźzaryczałposzkopsku,byłobyiponim,ipomnie.
Teżnajadłemsięstrachu.Aoni,Luciazwujkiem,ciągletamnagórze
rechotali.Odwróciłemsięnapięciei,niezwracającuwaginaich
nawoływania,przeszedłemoboktychkrzaków,gdziekurabezgłowy
ranozniosłajajko.Stądjużwidziałemnaszdom,anawetbabcię,która