Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
Drukarkawypluwałakolejnekartki.Alicjawyjmowała
jeiukładaławstos.Nakoniecspięłaspinaczemiwłożyła
dokoszulki.
–No,no.–Dorotagwizdnęłazuznaniem.–Totwój
biznesplan?Takigruby?
–Czterdzieścistron–wyjaśniłaAlicja.–Januszmówił,
żenajwiększeszansenadotacjęmająprojekty
innowacyjne,dlategomusiałamdośćszczegółowo
rozpisaćswójpomysł.
–Naprawdęjestemzciebiedumna,żesiędotego
zabrałaś.Trzymamkciuki.Zresztąjestemprzekonana,
żetobędzienajbardziejobleganagaleriawmieście.
–Och,bardzobymchciała!Żebymtylkomiała
pieniądze,abyjąuruchomić.Ioczywiścieczas,bysię
zaangażować.Naprawdęliczęnato,żeMatyldanie
będziejużtakchorowaćiniebędęmusiałazostawaćznią
wdomu.
–Nowłaśnie,Matylda.Nawetnieprzyszłasięzemną
przywitać.PowakacjachzBartkiemwydoroślałaczyco,
żenaglezamykasięwswoimpokoju?
–Nie.Poprostujestnamnieobrażona.–Alicja
westchnęła.
–Dlaczego?
–Bospodziewałasię,żeprzywiozękotkizPolanki.
Bartekchciałkilkaprzygarnąć,ajednegozostawimydla
Matyldy.Alewiesz,takbyłamzaaferowanaMarianną,
żenawetdociociniezajrzałam,niemówiącokotach.
–Jamogęponiepojechać.Weekendmamwolny,
zrobięsobiewycieczkę.