Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Niechitakbędzie-mówiłIgnacy.-Jestemtakstary,
żemiwygodniejnicniewiedzieć;jestemjużnawettakstary,
żepragnętylkojednejrzeczy-pięknejśmierci.Dajmisłowo,żegdy
przyjdzieczas,zawiadomiszmnie...
-Tak,gdyprzyjdzieczas,będzieszmoimswatem.
-Jużbyłeminieszczęśliwie...-rzekłIgnacy.
-Zwdowąprzedsiedmiomalaty?
-Przedpiętnastoma.
-Znowuswoje-roześmiałsięWokulski.-Zawszetensam!
-Ityśtensam.Zapomyślnośćtwoichzamiarów...Jakiekolwieksą,
wiemjedno,żemusząbyćgodneciebie.Ateraz-milczę...
TopowiedziawszyIgnacywypiłwino,akieliszekrzuciłnaziemię.
Szkłorozbiłosięzbrzękiem,któryobudziłIra.
-Chodźmydosklepu-rzekłIgnacy.-Bywająrozmowy,
poktórychdobrzejestmówićointeresach.
Wydobyłzestolikaklucziwyszli.Wsieniwionąłnanichmokry
śnieg.Rzeckiotworzyłdrzwisklepuizapaliłkilkalamp.
-Cozatowary!-zawołałWokulski.-Chybawszystkonowe?
-Prawie.Chceszzobaczyć?...Tujestporcelana.Zwracam
ciuwagę...
-Później...Dajmiksięgę.
-Dochodów?
-Nie,dłużników.
Rzeckiotworzyłbiurko,wydobyłksięgęipodsunąłfotel.Wokulski
usiadłirzuciwszyokiemnalistę,wyszukałwniejjednonazwisko.
-Stoczterdzieścirubli-mówiłczytając.-No,towcaleniedużo...
-Któżto?-zapytałIgnacy.-A...Łęcki...
-PannaŁęckamatakżeotwartykredyt...bardzodobrze-ciągnął
Wokulski,zbliżywszytwarzdoksięgi,jakbywniejpismobyło
niewyraźne.-A...a...Onegdajwzięłaportmonetkę...Trzyruble?...
tochybazadrogo...
-Wcalenie-wtrąciłIgnacy.-Portmonetkadoskonała,sam
wybierałem.
-Zktórychżeto?-spytałniedbaleWokulskiizamknąłksięgę.
-Ztejgablotki.Widzisz,jakietocacka.