Book content

Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
ROZDZIAŁIII
Nastaławreszcieniedziela.Dziśmiałdonasprzybyć
zwizytąnapodwieczorekdoktorHanzelzcórką.
Zsamegoranaudałamsiędoszpitala,byjakcodzień
podaćpodskórniekoloidsrebraiupuścićzbierającąsię
wydzielinęropnąumojejmałejpacjentki.Wymioty
ustąpiły,jednakżewdalszymciąguutrzymywałosię
wzdęciebrzuchaipodwyższonatemperaturaciała.
Zaleciłamwięczrobienielewatywy.Kazałamrównież
wykonywaćokładyzlodunabrzuch.Naszczęściedziecko
niegorączkowałojużtakbardzoipowoliodzyskiwało
równieżapetyt.
Jestpanicudotwórczyniąusłyszałam,gdy
pochylałamsięzestetoskopem,osłuchującserceipłuca
dziewczynki.
Słuchałamzulgąmiarowychtonówispokojnych
szmerówoddechowych.Matkadzieckawpatrywałasię
wemniezniewysłowionąwdzięcznością.
Myślę,żezakilkadnipanicóreczkabędziemogła
opuścićoddziałiwrócićdodomuodpowiedziałam
zuśmiechem.
Gdywróciłamzpracy,byłojużpołudnie,awsalonie
unosiłsięaromatmielonejkawyikardamonu.Pamiętam,
żemojanieżyjącamatkatakbardzokochałatenzapach,
żeczęstoprosiłasłużbę,byspecjalniemielonoziarenka,
anastępniezagotowywanomieszkankęwkawiarce,tylko
poto,abywnętrzewypełniłosięukochanąprzeznią
wonią.Samaniemogłapićdużotegonapojuzkofeiną