Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–JacekMarciniak–przedstawiłsiętataMarty,
podnoszącszczeniaka,któryzdołałwdrapaćsię
nastopęgospodyni.–Rozmawiałapanizmojążoną
Klarą,atonaszacórkaMarta.Onazupełniezwariowała
napunkciepsów!
Weszlidodomuwśladzaszalejącymiszczeniętami.
Martapatrzyłananie,oszołomiona.PaniKowal
powiedziałajejmamie,żeszczeniątjestsześć,aletutaj
napewnobyłoichwięcej.Wydawałosię,
żesąwszędzie!
Kobietazaprowadziłaichdokuchniiwłączyła
czajnik.Dużasukadrzemaławyciągniętanawygodnej
poduszcewkącie.Martabyłaniemalpewna,
żeusłyszałajejskomlenie,gdyszczeniętawbiegły
dośrodkairzuciłysięnanią.
PaniKowalsięuśmiechnęła.
–BiednaSaba!Chybaniemożesiędoczekać,
aższczeniętajużsobiepójdą.Jestwspaniałąmatką,ale
onejąwykańczają!–postawiłafiliżankizkawąprzed
rodzicamiMarty,adziewczyncenalałaszklankęsoku.
Martaupiłałykiprzycupnęłanaskrajukrzesła,choć
bardzochciałabawićsięzeszczeniakami,któreciągle
skakałyposwojejmamie.
PaniKowaldostrzegłabłyskwjejoczach
irozpromieniłasię.
–Możeszsięznimipobawić!Tylkouważaj
naDżokera,tatęszczeniaków.Jestwyjątkowoprzyjazny,
aleteżbardzodużyijeślizechceprzyłączyćsię
dozabawy,możecięprzewrócić.
Martauklękłanapodłodzeiszczeniętapopatrzyły
naniązzainteresowaniem.Najodważniejszezaczęło
powolipełznąćwjejstronę,delikatniemachając
ogonem.Znadziejąwyciągnęładłoń,apiesektrącił
jąkudłatymłebkiem,poczymsięcofnął.Martamiała
wrażenie,żewyglądatak,jakbychichotał!
–Proszępani,przepraszam…–zagadnęła,