zniósłprochydalekowmorze.Gdysięodwrócił,oczy
mulśniły.Emmazacisnęłaręcenaporęczy,bynie
zgarnąćgowobjęcia.Brookepodeszładobrata,
przytuliłagotakjakmatkatulidziecko,chwilęszeptała
mucośdoucha.Dylansłuchałzpowagą,potemotarł
łzyiuśmiechnąłsię.Znówbyłaktorem,doktórego
wzdychajątysiącefanek.
Jegokuchnia,większaniżniejednomieszkanie,
wyposażonabyławewszystkiesprzęty,jakiemożna
sobiewymarzyć.Białailśniącastanowiłakrólestwo
Maisey,gospodyni,któraprzygotowałaciepłedaniadla
kilkudziesięciugościzaproszonychnastypę.Oprócz
domowegojedzeniabyłyteżdoskonałeprzystawki
zamówioneprzezEmmę.Zjawilisięwszyscy,odszefa
wytwórniStageOneStudiopooświetleniowców
iwózkarzy.EmmazBrooke,ubranenaczarno,
roznosiłytacezjedzeniemidrinkami.
–Widziałaś,jaksięCallistawystroiła?–szepnęła
Brooke.
Postawiwszytacęztartaletkaminastole,Emma
zerknęławstronęsalonu.CallistaLeeAllen,córka
szefaStageOneStudio,trzymałaDylanapodramię.
Miałanasobiepołyskliwąsrebrnąsuknię
odVersacego.
–Możeliczyła,żetubędąpaparazzi?–ciągnęła
Brooke.–Amożezapomniała,żedziśchodzioRoya?
–ZtobąpannaAllenprzynajmniejrozmawia.Mnie
traktujejakpowietrze.
–Niemaszczegożałować.
Emmacofnęłasię,byspojrzećnastół.Była