ROZDZIAŁDRUGI
ZamyślonaCarolinezajęłamiejscezastołem
wmiejskiejrezydencjiKnightonów.Początkowopomysł,
jakuratowaćrodzinnymajątek,wydawałsięcałkiem
dobry.Wzasadziejedyny,jakimogłazrealizowaćsama,
nieangażującwtoinnych.Zadałasobiewduchu
pytanie,czyto,cozaczęłojąniepokoićpodkoniec
wizytyuhrabiego,byłopoczuciemwiny,wstydemczy
możepodnieceniem.Najprawdopodobniejwszystko
razemplusstrach,żepapadowiesięotejeskapadzie.
Wciążpogrążonawzadumie,machinalniewzięła
dorękiłyżkęizaczerpnęłazupy.
Lucaspopatrzyłnaniązniepokojem.
–Cośsięstało?
Seniorrodu,któryzwykleniezwracałuwagi
nainnych,tymrazemtakżeichzignorował.Byłegoistą
iCarolinejużdawnonauczyłasię,żebynieoczekiwać
odniegorodzicielskiegociepłaczychoćbyuwagi.
Modliłasięoto,bystarszybratznalazłsobiejak
najszybciejdobrążonęiniestałsiętakijakpapa.
–Zupajesttrochęprzesolona.Będęmusiała
porozmawiaćzkucharką–odparła.
NaszczęściewystarczyłotoLucasowi,któryskinął
głowąipowróciłdorozmowyzojcem.Omawiali
wspólnąwyprawędofabrykiwLambeth,gdziechcieli
kupićodpowiedniąilośćwytwarzanegotamsztucznego
kamienia,lithodiphyra,doozdobieniaogrodu
wrodzinnejposiadłości.
JużwcześniejCarolinezauważyła,żekiedypapadużo