Liczyłametrsiedemdziesiątpięćwzrostu.Dobrze.
Lubiłwysokiekobiety;kiedysięznimicałował,
przynajmniejnicmuwszyiniestrzykało.Nie,żeby
marzyłocałowaniuBelli.Poprostustwierdzałfakt.
Miałaczarnekręconewłosy,któresięgałydopołowy
pleców,ogromneczekoladoweoczyorazpełne
zmysłoweusta,naktórychjeszczeanirazuniewidział
uśmiechu.Wsumiebyłaładna,tyleżeokropniesię
ubierała.Wluźnychbawełnianychbluzachiszerokich
spódnicachdokostkinadawałabysięnaokładkę
miesięcznikadlaAmiszów.Jesseuwielbiałkrągłości,
aBellabyłakrągłajakskrzynkanalisty.Wydawało
musiędziwne,żeosobatrudniącasięprojektowaniem
isprzedażąstrojówkąpielowychwyglądatak,jakby
nigdyniemiałażadnegoznichnasobie.
–Czegopanchce,panieKing?
Wyszczerzyłzęby.Celowo.Wiedział,jaknajego
uśmiechreagująkobiety.Samemumówiły,żeurocze
dołeczkiprzyprawiająjeozawrótgłowy.NaBellę
jednakniepodziałały.Nocóż.Zresztąniezamierzałjej
uwodzić.Całyczastosobiepowtarzał.
–Uprzedzić,żewprzyszłymmiesiącuzaczynamy
remonttegobudynku.
–Remont?–Skrzywiłasię,jakbysamdźwięktego
słowawywoływałwniejniesmak.–Czyliburzenie
ścian?Zrywaniedrewnianejpodłogi?Wymiana
szczeblinowychokien?Otakimremonciemówimy?
Jesseprychnąłzniecierpliwiony.
–Comapaniprzeciwkosolidnymbudynkom
onieprzeciekającychdachach?
Skrzyżowałaręcenapiersi.Noproszę,ajednak