Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
–Tojestciocia–przedstawiłamnieVincenzowi,kiedy
sięobudził.
Chciaładaćmigonaręce,onjednakwykrzywił
usteczkadopłaczu,więcsięodsunęłam.Rozglądałsię
ciemnymioczkami.Marszczyłbrwi,alezaraz
jeprostował,uspokojonykontaktemzmatką.
Zciekawościąmacałjąpoogolonejgłowie.Adriana
przewinęłago–wtorbiemiałapieluszki–apotem
rozpięłakoszulęiprzystawiłagodopiersi,siedząc
namoimłóżku.Vincenzopiłdosyta,dotykającrączką
piersipokrytejbłękitnymiżyłkami.Zkącikaustmleko
ściekałomunaszyję.Niemogłamuwierzyć,żemoja
siostra,choćtakachuda,możemiećtylepokarmu.
Niemowlękątemokasprawdzało,czypozostaję
wbezpiecznejodległości.Miałojużdziewięćmiesięcy.
Pierowróciłzpolnymikwiatamikupionyminaryneczku
iciepłymijeszczecornettizcukierniRenzi.Adriana
odrazusięnanierzuciła,jednymkęsemodgryzłapołowę
rogalika.
Dzieckopozwoliło,żebywujekwziąłjenaręce,
uśmiechałosiędoniegotak,jakbypodczaskrótkiego
wspólnegosnunawiązaliporozumienie.Przyniosłam
zkuchnibulgoczącąjeszczekawiarkę.Usiedliśmy–Piero
zVincenzemnarękach,Adrianaobok.Podałasynkowi
kawałekcornetto.Wyglądaliśmyjakrodzina,która
rozkoszujesięporannymposiłkiem.
Naglektośzapukałkilkakrotniedodrzwi.Adriana
zerwałasię,uderzyłanogąostół.Kawiarkaprzechyliła
się,alezłapałamjąwlocie,niestety,oparzyłamprzytym
rękę.Siostrauciekładołazienki,zapominającoVincenzu.
Sąsiadcezgóryspadłopranienanaszbalkon.Nie
wiedziała,żemamysiostrzeńca,jakipięknychłopczyk,
agdziemama?Jest,alezajęta.Terazinamprzyjdzie