–dodałszybko,widzącjejpełnąwyrzutuminę
–poćwiczyszsobietamnamiejscu,dobrze?Kolega
wspominał,żewGdyniniedalekonaszegodomkujest
całkiemdużyplacmanewrowy.
–Przyznaj,maszstracha,żeuszkodzętwój
samochód.
–Poprostuniechcę,żebymojanarzeczona
prowadziławtakichwarunkach,gdyjabędęsobie
siedziałspokojnienamiejscupasażera–zaprotestował.
–Dzieci,dzieci–jęknęłapaniFelczykowska–jeszcze
pokłóćciesiędotegowszystkiego.Możezamieniciesię
podczasjazdy?Takbyłobychybanajprościej.
–Świetnypomysł–pochwyciłaszybkoMagda.
–Zgoda,alepierwszywsiadamzakierownicę
–odparłtriumfalnieMariuszipomachałkluczykami.
–Nodobrze,tylkopoinformujłaskawie,jeśli
poczujeszsięgorzej–powiedziałaMagda,mrugając
ukradkiemdoprzyszłejteściowej.
–Drogiepanie,dosyćtegogadania.Itakmamy
sporeopóźnienie.Wakacjenadmorzemczekają.
Wychodzimy–powiedziałnonszalancko,puszczając
jeprzodemistaranniezamykającdrzwizasobą.
Słońcegrzałoniemiłosiernie.Kiedywkońcu
wyjechalizzatłoczonegootejporzemiasta,znaleźlisię
nawąskiejszosiełączącejToruńzpobliskąautostradą.
Nagrzanydogranicmożliwościasfaltsprawiał
wrażenie,żewręczuginasiępodciężaremsamochodu.
Mariuszotarłpotzpulsującejjeszczeodbóluskroni