Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–dodałszybko,widzącjejpełnąwyrzutuminę
–poćwiczyszsobietamnamiejscu,dobrze?Kolega
wspominał,żewGdyniniedalekonaszegodomkujest
całkiemdużyplacmanewrowy.
–Przyznaj,maszstracha,żeuszkodzętwój
samochód.
–Poprostuniechcę,żebymojanarzeczona
prowadziławtakichwarunkach,gdyjabędęsobie
siedziałspokojnienamiejscupasażera–zaprotestował.
–Dzieci,dzieci–jęknęłapaniFelczykowska–jeszcze
pokłóćciesiędotegowszystkiego.Możezamieniciesię
podczasjazdy?Takbyłobychybanajprościej.
–Świetnypomysł–pochwyciłaszybkoMagda.
–Zgoda,alepierwszywsiadamzakierownicę
–odparłtriumfalnieMariuszipomachałkluczykami.
–Nodobrze,tylkopoinformujłaskawie,jeśli
poczujeszsięgorzej–powiedziałaMagda,mrugając
ukradkiemdoprzyszłejteściowej.
–Drogiepanie,dosyćtegogadania.Itakmamy
sporeopóźnienie.Wakacjenadmorzemczekają.
Wychodzimy–powiedziałnonszalancko,puszczając
jeprzodemistaranniezamykającdrzwizasobą.
Słońcegrzałoniemiłosiernie.Kiedywkońcu
wyjechalizzatłoczonegootejporzemiasta,znaleźlisię
nawąskiejszosiełączącejToruńzpobliskąautostradą.
Nagrzanydogranicmożliwościasfaltsprawiał
wrażenie,żewręczuginasiępodciężaremsamochodu.
Mariuszotarłpotzpulsującejjeszczeodbóluskroni