Содержание книги

перейти к управлению читателемперейти к навигацииперейти к деталям бронированияперейти к остановкам
RozdziałII
Otym,żewewsipojawiasięnagledziwnanieznajoma
icomiaławspólnegozdrewnianympajacykiem.
Zanimjednakzagościłotamtonadurodzajnelato,zdarzyłsiępewienlistopadowy
dzień.Usłyszałam,żektośpukadodrzwi.Niespodziewałamsiężadnychgości,aZosia
spędzałaakuratczasukoleżankiwsąsiedztwie,zagodzinęmiałamponiąpójść.
Wyszłamdosieni,byprzezszybkęwdrzwiachspojrzeć,ktostoinaschodach.Tobyła
mojasąsiadkaAnia.Miałanasobieniebieskinieprzemakalnypłaszcz,cooznaczało,
żepadałdeszcz.Szybkowpuściłamdośrodka.Podpłaszczemtrzymałasłoik.
Przyniosłamcitrochęrosołuzprawdziwejkury,bopewnieniemaszczasu
gotować.
Miałarację.Pisałamostatniodużo,agdyniepisałamczytałamizajmowałamsię
Zosią.Mójświatskurczyłsięnagledotychkilkudziesięciumetrówkwadratowych
naparterzedomu,bonawetzespaniemprzeniosłamsiętutaj,ogrzewającdom,
zoszczędności,tylkokominkiem.Latembyłjeszczeogródimnóstwosprawznim
związanych,alelistopadpozbawiawszelkichzłudzeń.Ogródodchodziwniepamięć,
asczerniałebadylesłużąjużtylkodopodtrzymywaniapierwszegoszronu,osiadłego
nazaplątanychstarychpajęczynach.
Mimowieluzajęćwciążlubiłamgotowanie,aleniezawszeznajdowałamnanieczas
iAninyrosółbyłdziświelkąniespodzianką.Ach,jakdawnoniejadłamprawdziwego
rosołu!Zosiamiałaposiłkiwprzedszkolu,WojtekpracowałnauczelniwOlsztyniedość
intensywnieiotejporzerokuprzyjeżdżałrzadziej.OdwiedzałamnieczasemIza,
przyjaciółkazdawnychlat,którauporałasięzciężkąchorobąiodtamtejporypatrzyła
nażycieinnymioczami.Zaglądałyśmydosiebieczęściej,jakbyspłoszonemyślą,
żektórejśznasmogłobyzabraknąć.Gotowaćjednakniemiałamkomu,obywałamsię
prostymizupamiiodmrażanymipierogami,aorosolejakbyzapomniałam.Noidziś
Aniapomyślałaomnieipodzieliłasięobiadem,któryzjadłamnakolację.
Wyciągnęłamzszafkigarnczek,byodgrzaćpotrawę,proponującsąsiadceherbatę.
Zgodziłasięchętnie.
MietekwyjechałdoGdańska,dosyna.Wracajutro.Siedzęsama.Usiadła
nakrześle.
Imasztrochęspokoju.Poklepałamporamieniu.
Rozejrzałasiępodomu.
Ciepłouciebieskonstatowała.
Tak,byłocałkiemciepło.Ktomieszkawdomu,tenwie,żenajważniejszetozadbać,
byzimązawszebyłociepło.Wblokuodkręcasiękaloryferiniemyśliotym,skąd
bierzesięwysokatemperaturaiżetrzebazorganizowaćopał.Odkądmieszkałam
nawsi,muszęsamazałatwićsobieowociepło.PłaciłzanieMartin.Uznał,żetobędzie
jegowkładwdom,któryniegdyśzbudowałzemną.Samzamieszkałwmoimdawnym
mieszkaniuwkamienicypełnejszeptów,jaknazywałamprzedwojennybudynek
naulicyRoosevelta,imimopomógłwspłaciekredytuiprzepisałdomnamnie
iZosię,tojednakwciążpoczuwałsię,bypomagaćwjegoutrzymaniu.Byłoby
miciężko,gdybynietenjegogestorazdośćwysokiealimenty.Narękodzieło,którym
kiedyśdorabiałam,niestarczałomijużczasu,gdyżnowoodkrytezajęcie,czylipisanie,
byłozbytabsorbujące.
RozliczyłamsięzostatnichszafekistolikówzgaleriiwRuszajnachiŁodziinie
przyjęłamkolejnychzamówień.Bardziejzależałominapisaniu,choćwiedziałam,
żetociężkiiniepewnykawałekchleba.Chwilezwątpieniapojawiałysięcałkiem
często.Miałamnawetzakusy,żepójdędonormalnejpracy,zcomiesięcznąwypłatą
iurlopemwwyznaczonejliczbiedni,jednakwtychtrudnychchwilachpodtrzymywał
wemniegasnącyogieńpisarskichzapałówWojtek,któryjakospełniającysię