nawieś,byzająćsięswymmajątkiem.Kiedystary
Bondoneumarł,zapisałsynowiartyściewszystkieswoje
polaigospodarstwo.Wtemnadciągnęłaburza–deszczlał
znieba,jakgdybynigdyniemiałprzestać.
–Poszukajmyschronieniawtymdomuipożyczmy
jakieśokrycie–zaproponowałGiotto.
Weszliwięcipożyczyliodgospodarzadwastare
płaszcze,otulającsięnimiodstópdogłów.Potemwsiedli
nakonieiruszyliwdrogępowrotnądoFlorencji.
Pochwiliprawnikodwróciłsię,byspojrzećnaGiotta,
iwybuchnąłgłośnymśmiechem.Malarzbyłcały
ochlapanybłotem,zjegokapeluszaspływałdeszcz,
astarypłaszczupodabniałgodozaniedbanegożebraka.
–Czymyślisz,żegdybyktośterazciebiezobaczył,
uwierzyłby,żejesteśnajwiększymartystąnaświecie?
–zapytałrozbawiony.
WoczachGiottapojawiłsiębłysk,gdypopatrzył
najadącąprzednimśmiesznąpostać,bowiemprawnik
byłbardzoniskiiprzygarbiony,aowiniętywstarypłaszcz
wyglądałjaktobołekgałganków.
–Tak!–odpalił.–Każdybyuwierzył,żejestemwielkim
malarzem,gdybynajpierwdałsięprzekonać,żetyznasz
choćbyabecadło.
Wewszystkichtychanegdotachprzebłyskuje
dobrodusznanaturaartysty,jegozamiłowaniedożartów
iciętychodpowiedzi.Iniemożemyprzytymzapominać,
żedałświatupięknedzieła,którecenimydodziś.
Toonzasiałziarnadrzewasztuki,któretakwspaniale