rozmawiać.
–Wysiądź,Heleno!–rzuciłostro.
Sercezabiłojejmocniej,choćniebyłapewna,czy
tozpowodujawnejgroźby,czydlatego,żeporaz
pierwszyoddawnausłyszała,jakwypowiadaimię
„Helena”.Drzwiwindyzasunęłysięcicho,zamykając
ichwprzestrzenizbytmałej,zbytintymnejpomimo
lusternatrzechścianach.
–Niewysiądę.
Patrzyłjejprostowoczy,jakbyoceniałgranice
brawury,którązaprezentowała.Helenazaśmiała
wrażenie,żetenwzrokpalijąnawskrośizachwilę
pozostaniezniejjedyniekupkapopiołu.
–Jakchcesz–odparłłagodnie.Zbytłagodnie.
Wyjąłzkieszenikartę,przyłożyłdoczytnika
ipowiedział,artykułującwyraźnie„penthouse”.Winda
ruszyłazcichymszelestem.
Helenazłapałasięzabarierkę,zaskoczona
prędkością,amożedlatego,żeznówpoczuławbrzuchu
znajomytrzepotskrzydeł.
Jejbyłykochanekmiałpieniądzenietylko
nanajdroższypokójwLondynie,aletakżenato,
bywynająćcałepiętrownajlepszymhotelu.Leo,
jakiegoznała,niemiałażtakwygórowanychpotrzeb
inielubiłsiępopisywać.Tymjejimponował.Podziwiała
jegosilnycharakter,energięipasję.Byłzupełnieinny
niżleniwi,rozpuszczeniibogacichłopcy,zktórymi
próbowalijąswataćrodzice.
Ateraz?Mocniejoplotłapalcamiporęcz.Teraznie
miałożadnegoznaczenia,coonimmyślała.Jedyne,
comiałoznaczenie,tofakt,żetenczłowiekzamierzał