Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁTRZECI
WyspaWhidbey,stanWaszyngton
Godzina7:30rano
LaurenStantonobudziłasięwtakimsamymnastroju,
wjakimposzłaspać–myślącoJoshu.Przebywał
namorzutylkokilkatygodni,leczjejsięwydawało,
żetocałewieki.
Chwyciłajegopoduszkęizzamkniętymioczami
przytuliłajądosiebie.Miaławrażenie,żezarazpęknie
jejserce.
–Oh,Josh–szepnęławpierzastąmiękkość,niemal
pewna,żepoduszkanadalemanujejegozapachem.
Ktojakkto,aleona,Lauren,powinnamiećwięcej
rozumuiniezakochaćsięwfaceciezmarynarki.
Zjękiemprotestuwyplątałasięspodkołdryiwstała
złóżka.Wtenpiękny,wiosennydzieńzimawydawała
siętylkoszarym,niemiłymwspomnieniem.Rozsuwane
szklanedrzwitworzyłyobramowaniedlaszafirowych
wódZatokiPugetaorazwidocznychwoddalimasywów
górskich.Wschodzącesłońceoblewałoróżowąłuną
białyszczytBaker.
Laurenwłożyłaszlafrokiprzystanęłaprzyoknie,aby
popatrzećnaczaplę,którazwielkąostrożnością
kroczyławzdłużbrzegu,trzymającwdziobiepęktrawy.
Nadeszłaporabudowygniazd.
Laurenposłałałóżko,cobyłoprostymzadaniem.
Zawszespałaspokojnieipościelbyłatylkolekko
zmierzwionazjednejstrony.Coinnego,gdyspędzał
tunocJosh–wtedyłóżkowglądałojaksklepowy
eksponatpowielkiejwyprzedaży.Rogiprześcieradeł
byływywleczonespodmateraca,poduszkileżały
porozrzucanedosłowniewszędzie.Joshkochałsięispał
taksamo,jakrobiłwszystkoinne–beznajmniejszych