Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Blaskreflektorówoślepiłzwierzęnatyle,żezamiastuciekać,stałospłoszone
naśrodkudrogi,zupełniebezruchuniczymmuzealnyokaz.Izabela,pochłonięta
budowaniemwmyślachpierwszychakapitówswojegoartykułu,nawetnie
zauważyła,żejejsamochódniebezpieczniezbliżasiędożywejprzeszkody.
Wostatnimmomenciejejświadomośćprzekazałainformację,iżtrzebanacisnąć
hamulec.Oponyzapiszczały,alesamochódniewyhamowałdokońca.
Dziewczynawiedziała,żezachwilęnastąpiuderzenie.Patrzyłanapsa,ściskając
mocnokierownicęimodlącsięwduchuocud.Ichpełneprzerażeniaoczy
spotkałysięnamoment.Tenjedenjedynymoment,kiedyczaszwalnia
niemiłosiernieiniemożnazrobićnicwięcej,jaktylkoczekać.Kiedypieszniknął
zpolawidzenia,asamochódzatrzymałsięwkońcu,serceIzabelibiłotakmocno,
żesamaniewiedziała,czysłyszałauderzenie,czymożejednaknicsięniestało.
Rozglądającsięwokół,niezauważyłajednakzwierzęcia.Azatempsinależy
pewniemartwapodkołami.Amożetowcaleniebyłpies?
Izabelastarałasięopanowaćswójoddechimimowolnedrżenienóg.
Dochodziłagodzinadwudziesta,otejporzerokutojużprawiezmierzch,tej
jesienizresztąwieczorybyływyjątkowoponure.Możepowinnaudać,żenicnie
zauważyłaipojechaćdalej?Ajeślipiesżyje?Przecieżniezostawigotaksamego
napastwęlosu.
Rozejrzałasięponownie,niewysiadającjeszczezsamochodu.Starałasię
dojrzećjakąśsylwetkę,auto,światła,cokolwiek,comogłobyoznajmić,żezbliża
sięinnyczłowiek.Ktoś,ktoprzejąłbyodpowiedzialność,powiedział,corobić,
możenawetsamzobowiązałsię,żezabierzepsadoweterynarza.Niestety,
żadnychsamochodów,rowerów,żywejduszywzasięguwzroku.Byłasama.
Dopieropochwilizorientowałasię,żeprzezuchyloneoknodochodzicichy
dźwięk,jakbyskomlenie.Powolipuściłakierownicę,wytarłaspoconedłonie
ospodnie,zaciągnęłahamulecręczny,wcisnęłaświatłaawaryjne,wyjęła
ztorebkitelefoniwysiadła.
Okazałosię,żepies,wilczur,leżytużprzedsamochodem.Niekrwawił,nie
warczał,skomlałcichoiwyglądałnaprzestraszonego.Bałasięgopogłaskać,ale
ukucnęłanieopodal,starającsięmówićszeptem,żebygouspokoić,azarazem
uspokoićsiebie.Drżącymipalcamiwystukałanumerbabcinakomórceiczekając
napołączenie,wciąższeptaładopsa,abysięniebał.
–Halo?–Usłyszaławkońcuciepłygłospodrugiejstroniesłuchawki.
–Babciu,przejechałampsa!Przejechałampsa!–krzyczała,dającupust
nerwom.
–Jakto?Gdziejesteś?Przecieżdopierocowyjechałaś.
–Jestemniedaleko,jakieśdwakilometryprzedStrugami.Przejechałampsa,
właściwiegotylkopotrąciłam,bożyje,oddycha,skomle.Niewiem,corobić.
–Niedenerwujsię,topopierwsze…
–Babciu,tostraszne,myślałam,żegozabiłam.–Dziewczyniezadrżałgłos,
azoczupopłynęłygrubełzy.–Tochybajestczyjśpies,bomaobrożę
–zauważyła,przyglądającsięleżącemuwilczurowi.
–Obrożę?Tutajniktniezakładapsomobroży,jesteśpewna?