Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1.
Ciemnanoc
Z
łotowłosaspięłakoniapiętami.
Ogiermachnąłłbemiprzyspieszył,wyrzucajączgrabnenogidoprzodu.Uśmiechnęłasię,patrząc
błyszczącymioczamiprzedsiebie.Czasstanąłwmiejscu.Nagiegałęziedrzew,nieporuszaneżadnym
podmuchemwiatru,trwałyniczymwyrzeźbionezciemnegokamienia,agołaziemia,taktwardaigroźnadla
delikatnychkońskichnóg,niosłaechemuderzeniakopyt,jakbyktośpukałwpotężnedębowewrota.Niebo
poszarzałoodzbierającychsięciężkichchmur,niosącychzesobązmianępogody.
Przytrzymaładelikatniewodze.Siwyrumakzwolniłzulgą.Naciągnęłamocniejkapturnaszpiczaste
uszy.Mimożeludziewiedzielioistnieniuelfów,wolałanieryzykować.Przygryzławargę,marszczącnos;
pędbieguszarpałjejpłaszczemibawiłsiękilkomazłotymikosmykamiwłosów,któreuciekłyspodtkaniny.
Powietrzeoziębiłosię.Byłopewne,żechmurypragnąutulićświatdosnupodbiałąkołdrąśnieżnegopuchu.
Każdyoddechelfkizostawiałwpowietrzubiałąmgiełkę,azgrzaneciałoogieraparowało.Obojebyli
spowicimlecznymobłokiem.
Stanęławyżejwstrzemionach,próbującprzebićwzrokiemzalegającądokołaciemność.Ciszapogłębiała
sięzkażdymkrokiem,jakbyczerńpochłaniaławszystkiedźwięki,tłumiącjewsobie.Zwolniłajeszcze
mocniej;końzarżał,azjegopyskawydobyłysiękłębypary.Czarnaziemiastawałasięcorazbardziej
zdradliwa.
Elfkarozejrzałasiępłochliwie,ajejbłękitneoczywypełniłysięstrachem.Ogierszedłterazrównym
stępemwciemnościach;niebyłoniczegowidać.
Poczułanatwarzypowiewwiatruizulgąwciągnęławpłucaświeżepowietrze.Zdawałosię,żeświat
ruszyłzmiejsca.Chmuryrozstąpiłysię,ukazująckawałeksrebrnegoksiężyca,któryoświetliłdrogę.
Wreszciewiedziała,gdziejestniebo,agdzieziemia.Inocniebyłajużtakastraszna.
Ogierruszyłkłusem.Doelfkistopniowozaczęłydocieraćdźwięki,najpierwjakprzezmgłę,potem
atakowałycorazsilniej,jakbypromieńksiężycowywypuściłjezwielkiegopudłaogrubychściankach,
blokującychichistnienie.
Zamajaczyłyprzedniąświatłaniewielkiejwioski.
Końzarżał,ajegogłosrozniósłsięechemponizinie.Elfkęprzebiegłdreszcz.Pogoniławierzchowca
dożwawszegochodu.Kopytarumakazastukałyostrookamiennądrogę.Wśródbudynkówbylibezpieczni.
Gdzieśprzednimigospodyzapraszałyciepłembijącymzokien.
Ogierstanąłposłusznie.Znałkażdysygnałprzekazywanyprzezwłaścicielkęinawetsobienie
wyobrażał,bymógłniezastosowaćsiędojejprośby.Elfkazsunęłasięnaziemięirozejrzałatrwożliwie,
machinalniepoprawiająckaptur.Drzwibudynkuotworzyłysię,ajeźdźcaikoniazalałafalaświatła,
dźwiękówiciepła.Wyłoniłasięzniejsylwetkawysokiego,dobrzezbudowanegomężczyzny.
WitajwDarckastlehillpowiedziałzwyraźnymakcentemniskimimocnymgłosem.
Gdzie?odpowiedziałaaksamitnym,łagodnymicichymtonem,unoszącbrew.
Dlapoczuciabezpieczeństwachwyciławodzeogiera.
Darckastlehillpowtórzyłcierpliwie.Zczasemprzywyknieszdotejnazwy.
Zauważyła,żemężczyznaprzyglądasięjejbadawczo.
Chybażeniedługostądwyjedziesz.
Wydawałosięjej,żekiedytomówił,przezjegotwarzprzebiegłcieńuśmiechu.Poprawiłaponownie
kaptur.
Niewiemjeszczeodpowiedziaławymijającotrochęburkliwymtonem.
No,wkażdymrazie,jeślipozwolisz,zaprowadzętwegorumakadonaszychstajni.
Skinęłagłowąiuśmiechnęłasię.
Dziękuję.Czymożnatuprzenocować?
Rozejrzałasięzudawanymzainteresowaniem.
Ależoczywiścieodparłizniknąłwciemnościachzjejjedynymprzyjacielem.
Westchnęłaiweszławolnymi,długimikrokamidogospody.Ogarnęłyzaduchismród.Wykrzywiła
twarzwgeścieobrzydzenia,jednakzwdzięcznościąprzyjęłaciepłooferowaneprzezpomieszczenie.