Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tylezdążyłasięosobiedowiedziećprzezkilkamonotonnych,alepięknychmiesięcysamotności.Iteraz
teżchciałauciekać,jednakodkryła,żeniejestwstanieruszyćnogą.Spróbowałaszarpnąćciałem;nanic.
Gdyjużmiaławołaćopomoc,bozobaczyławoddalipomarańczowejęzorypłomieni,usłyszałacoś
podobnegodoodgłosustawianychkroków.Gwałtownieobróciłagłowęzadźwiękiem,chcącdojrzeć
towarzyszaniedoli.Nikogotamniebyło.
–Anarion!
Krzykzpewnościąwydałmężczyzna,asamgłoszdawałsiębyćznajomy–niecozachrypnięty,ciepły,
pełentroski,ateraztakżestrachu.Postanowiłaodpowiedzieć,aleniemogła.
–Anarion,uciekaj!
„Jakmamuciekać?!No,jak?!”–wrzeszczaławmyślach.–„Niemogę!”.
–Anarion,szybciej!
Potrząsnęłagłowąiponowniespróbowałaszarpnąćnogą;udałosięwyrwaćjązniewidzialnejpułapki.
Ogieńbyłcorazbliżej,apanikacorazsilniejściskałaserceelfki.
–Anarion,uciekaj!
–Dokąd?–jęknęła,mrużącpiekąceoczy.
Nienawidziłazapachudymu.
–Dowioski!Uciekajdowioski!
Chciałaspytać:„Jakiej?”,aleznowuniemogła,cośjądławiło.Płomieniezbliżałysięztrzaskiem,
złowrogomruczałypieśńomorderstwie,aonawciążniemogłauciec.
Wtedynawysokościjejoczuprzezczerńprzebiłsiępąkjakiegośkwiatu.Zamarła,wpatrującsię
wzielonąroślinę,obserwując,jakrozkładapiękną,białąkoronę.Jeszczenigdyniewidziałaczegośtakiego.
Kwiatbyłtakidelikatnyipiękny…Miałniedużeśnieżnepłatki,którezwężałysiękukońcowi,aimbliżej
środka,tymbyłymniejsze.Samojegoserceokazałosiężółte.Całyskąpanywkryształowychkropelkach
rosy,pachniałniesamowiciesłodko,takwspaniale…Jużniebałasięognia.Jużnieprzeszkadzałjejdym.
Tenkwiatbyłnajważniejszy.
–Anarion,uciekaj!
Itobyłyostatniesłowa,któreusłyszała.Zapomniałaodziwnieznajomymgłosie,którykrzyczał.
Przestałaonimmyśleć.Wpatrywałasięwfiligranowepłatki,aogieńidymwreszciezniknęły.Znówbyła
tylkopustka,aleonaniebyławtejpustcesama.
Byłaznieznanymjejkwiatem.