Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NIECOWCZEŚNIEJ
–Słuchaj,gdybyśprzypadkiemrodziła,kiedyumrę
–powiedziałaciotkaMatylda–tozrozumiem,
żenapogrzebnieprzyjdziesz.Beznerw.Nicnasiłę
–zaciągnęłasięcienkimmentolowympapierosem.–Mnie
jużwtedybędziedoprawdywszystkojedno.Niemusisz
sięzrywaćztegołóżka.Będzieszprzecieżmiałacorobić.
Jeśliumrępóźniej,toteżmałejnieciągaj.Jeszczesię
wżyciuokropnościnaogląda,więcpoco?
–Małego–Joannaodruchowopoprawiłaciotkę,
głaszczącsiępobrzuchu,którystałsięjużtakwielki,
żeniedałosięgoporównaćdoniczego.Wszyscymówili,
żebędziechłopak.Nawetlekarzsięzniąodobrykoniak
założył.Wmawiali,wmawiali,towkońcuuwierzyła.
–Chłopakbędzie.Jaś,ciociu–dodałazprzekonaniem.
–Ee,jakichłopak?–Matyldawzruszyłaramionami.
–Cotytam,dziecko,wiesz–uśmiechnęłasię.–Kobieta
będzie.Pięknaizdecydowanakobieta–zmrużyłaoczy
ipopatrzyłagdzieśwdal.–Jakbędziedziewczyna,
nazwieszjąMatylda?
Joannaznaładużoładniejszeimiona,szczególniedla
swojejpotencjalnejcórki(mimożebędziesyn!),zatem
spojrzałazprzerażeniemnaciotkę,najejśmiejącesię
jasnobłękitneoczy,otoczonekurzymiłapkami,ipogodną
starątwarz.Matyldaswojesiwe,wręczbiałewłosy
spinaławzgrabnykoczekztyługłowy,któryzprzodu
podtrzymywałaapaszkąpełniącąfunkcjęopaski.Tych
apaszekmiałakilkadziesiąt.Wszystkierównozłożone