Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gromkimśmiechem.Wiedziałem,żejeślimamzdążyć
nasamolot,powinienemwyjśćwciągupółgodziny.
Potemmogępożegnaćsięzbiletami,chybażektóraś
zdziewczynchciałabypoleciećzamiastmnie.
–Dobra,Aleks–podniosłemsięimimosprzeciwów
oświadczyłembardzopoważnie.–Zabierajswoje
dziewczynyiwynośsięstąd.Niebędziemyzawracać
głowypolicjiwWigilię.
Mamachciałamniepowstrzymać.Ojcieccośmruczał
podnosemikręciłgłową.Wstałemztrudem
ipodszedłemdodrzwi.
–Wynościesię–powiedziałemcicho,leczstanowczo.
–Wszyscy.
–Synku–uparcieinterweniowałamatka.
–Mamo,pozwól,żeWamteżpodziękuję.Muszę
zamówićtaksówkę.Zobaczymysiępomoimpowrocie.
–Alesynu–pierwszyrazodezwałsiędomnieojciec.
Uświadomiłemsobie,żewcześniejrozmawiałtylko
zkobietami,mniejakbyignorując.–Zachwilębędzie
tutajtwojażona,Agnieszka.
Zamarłem.
–Mojabyłażona,tato–poprawiłemgopospiesznie.
–Odpięciulatniemamjużżony.
Zapadłacisza.Dopierowtedydotarładomnie
tawiadomość.
–Anibypocoonatutajjedzie?Nieumawialiśmysię
iniemamnajmniejszejochotyjejoglądać.
Wtedywstałgoguś.
–Proszę,niechpanmipomoże.Niechpanznią
pomówi.Przepraszamzamojezachowanie.Sądziłem,
żetodopanauciekła...Właściwiechybamniepan
rozumie.Sambyłpanzdradzany.
Powstrzymałemgogestem.
–Niechpanjużidzie.
Facetjednakstałnadalwtymsamymmiejscu.
–Możejasięprzedstawię.BłażejStarzyński–wyciągnął
rękę.–Panwie,kimjestem?
Nieuścisnąłemjej.Oczywiście,żewiedziałem.
Tonazwiskobyłowewszystkichpozwach,tenkoleś