PROLOG
DobryBoże,czasemprzeszłośćpowraca,żebynas
zniszczyć.
DoktorHenryTanakaspoglądałprzezoknogabinetu
nasmaganydeszczemparkingizastanawiałsię,
dlaczegopotylulatachwypłynęłasprawazgonujednej
zpacjentek.Byprzyczynićsiędojegozguby?
Nadworzezmokniętapielęgniarkawbiałymfartuchu
przemykaładosamochodu.Skrzywiłsię.Jeszczejedna,
którazapomniałaparasola.Dzień,jaktozwykle
wHonolulu,wstałjasnyisłoneczny.Jednakokoło
trzeciejodstronygórKoolaunadciągnęłychmury,
niosącdeszcz,któryprzeszedłwgwałtownąnawałnicę.
Ulicamipopłynęłystrumieniebrudnejwody.Itoakurat
wchwili,gdyludziekończylipracęiszlidodomu.
HenryTanakaodwróciłsięodoknaispojrzałnalist.
Zdatynastempluwynikało,żezostałwysłanyprzed
tygodniem,leczjakwiększośćkorespondencjiutonął
wstertachmedycznychpismorazkatalogówzofertą
firmfarmaceutycznych,którymizawalonybyłcały
gabinet.Gdytegorankarecepcjonistkadyskretnie
mugopodsunęła,przeraziłsię,spojrzawszy
nanazwiskonadawcy:JosephKahanu,adwokat.
Niezwłocznieotworzyłkopertę.Terazzaśskuliłsię
wfoteluikolejnyrazodczytałsuchątreść:
Szanownypaniedoktorze!
WimieniupanaCharlesaDeckera,któregomam
zaszczytreprezentować,zwracamsiędopanazprośbą