Onateżbiała.Jejwłosyniesąsiwe,tobiałewłosy.Iwzrokteż.
Idealniepasujeokreślenie„biały”.Tak,jakbyzbytwielewidziała
inaswójsposóboślepła.
–Amymamycodzieńtogorzej,nielepiej.–Śmiech,aznim
ulatujeoptymizm.–Jatodwóchwnukówwychowujęsierotami.
Człowiekmusisobieradzić.Mążzmarł,synowazmarłaitowtrzech
miesiącach.Wczorajwypłakałamsię,dzisiajchodzę,obiadgotuję
ipłaczę,nobospojrzęnadzieci,dziecisierotami.Niemająmatki,
aojciec...Ojciec...matkiniezastąpi,niedarady.
–Byłtakimoment,żepanizwątpiła?
–Takitowielerazy–mówiłamiącymsięgłosem,alełzyudaje
siępowstrzymać–Jaczasamisiedziałamwdomuipłakałambez
przerwy,aczasamiidączpracy,jakjeszczepracowałam,jak
wychodziłam,tojanaludziniepatrzyłam,bojaniemogłam.
Cospojrzałam,jakktośsięśmiał,tojapłakałam,bomnieszkodabyło
nietakmęża,bojaktosięmówi,swojelatamiałiswojeprzeżył,ale
młodejkobiety,codziecizostawiła.
–Możnatakzpokorąwszystkoznosić,bezzłości?
–Można,bozłośćnicnamnieda.
–AlepocoBógtaknasdoświadcza?Paniądoświadcza?
–Chybadoświadcza,żebymjeszczepożyłaidrugiemuwybaczyła,
izniosławszystkie,wszystkiezłości,wszystkiecierpienia.
–Tylko,poco?–mówięniemalszeptemprzezściśniętegardło,
botrudnomiuwierzyć,żetakbardzomożnazniknąćjakoczłowiek
wwybaczaniu.–PytałasiępaniBoga,poco?
–Nato,toOnjużnamniechceodpowiedzieć...