Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żeniemaproblemu,iruszaprzedsiebiezmojątorbą.
Oleabiegnieprzednamiprzezwysypanyżwirempodjazd
iścieżkęwogrodzie,zkamiennymipłytkamiułożonymi
wzdłużżywopłotu.Oleawogólewszędziebiega,jakby
gdzieśmiałoczekaćnaniącościekawego.Kiedybyłam
mała,domotaczałżywopłotzgęstychiciężkichtui,ale
mamawymieniłajekilkalattemunakrzewyjaśminowca,
twierdząc,żechceterazczegośsubtelniejszego.
Marthewychodzinaschody,wyglądanazaspaną
iprzecieraoczy.Czuję,żezachwilęwybuchnę
śmiechem.
PrzywieźliścieciocięIdę?pytaMarthe,mierzwiąc
Oleiwłosy.Dziewczynkasięodsuwa,strząsazgłowyjej
dłońibiegniedalej.Mojasiostrawie,żenielubię,jaksię
namniemówiciociaIda,alenicsobieztegonierobi.
WyobrażamsobiestareilustracjeElsyBeskowciotki
wsukniachzielonej,brązowejilila,wszystkiezasuszone
iszeleszcząceprzykażdymruchu.
Przytulamysięnapowitanie.
CześćwitasięMarthe.
Cześć,kochanaodpowiadam.Dobrzecięwidzieć.
Marthepachnieprzyjemnie,znajomo,czujęsiętrochę
tak,jakbymwdychałaswojąwłasnąwoń.Rozjaśniłanieco
włosy,coniewyglądadokońcanaturalnie,nosifryzurę,
którabyłachybamodnaparęlattemu.
Jakśliczniemówię,biorącmiędzypalcekilkapasm.
Taksądzisz?pytaMarthe.Moimzdaniemwyszły
trochęzajasne.
Nie,bardzocidotwarzyzapewniam.
Ludzieuważają,żejestemodniejładniejsza,zawsze
takbyło,aMarthemaokropnekompleksynapunkcie