Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Mariannęobudziłkrzyk.Przedzierałsiędoświadomości,
próbującpokonaćpulsującywskroniachból.Odkilkudni
zasypiaławspomaganatabletkamiiniebudziłasię
wcześniejniżprzedpołudniem.
Dopieropokilkuminutach,kiedyczując
podenerwowaniewsłuchiwałasięwhałaszaoknem,
zrozumiała,żekrzyk,któryztakimimpetemwdarłsię
dojejgłowy,niejestniczymzłym.Totylkokrzyczące
iśmiejącesiędzieci,którebiegałydookołastudni
naRynku,korzystajączostatnichdniwakacji.Marianna,
niepatrzącnazegarekwskazującyjużpierwszą,
zpowrotemprzyłożyłagłowędopoduszkiizamknęła
oczy.Chciałazasnąć.Pragnęłaspaćnajdłużej,jaksięda.
Anajlepiejnigdysięnieobudzić.
Pukanienieustawało.Mariannaniechętniezwlekłasię
złóżkaizeszłanadół.
Alicja?spytałasłabymgłosemiotworzyładrzwi,
wpuszczająckoleżankędośrodka.
MójBoże,dlaczegoniezadzwoniłaś?Alicjaprzytuliła
Mariannę.
Dziewczynaspojrzałanieprzytomnieiwzruszyła
ramionami.Byłablada.Podkrążoneoczypodkreślały
smutektowarzyszącyjejjużodtygodnia.Miałanasobie
ciemnydres,którynajwyraźniejsłużyłjejteżzapiżamę.
Jadłaścoś?Przywiozłampierogi,odgrzejęci.
Niejestemgłodna.
Wiem.Alemusiszjeść.Chodź.Alicjapociągnęła
Mariannęzasobądokuchni.Nieprzeraziłjejwidok