Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
‒Zac,panValentibrzmi,jakbymbyłstarcem.
Spojrzałananiego,zdecydowanieniewyglądał
nastarca.Byłmłody,pełenżyciaienergii.
‒Zauważyłaś,żenacałymbalutylkotyniemasz
nasobieżadnejbiżuterii?
Wpanicezdołaławymyślićjedynieidiotyczną
wymówkę.
‒Całyczasbałabymsię,żecośzgubię.
Zacpokręciłgłową,niekryjączdumienia.
‒Nieubezpieczyłaśswojejbiżuterii?
Roseprzeklęławmyślach.Oczywiście!Bogate
kobietyubezpieczałysweklejnoty!Aleskądmiała
towiedzieć,skorojedynymcennymprzedmiotem,jaki
posiadała,byłpierścionekzaręczynowymatki
owartościraczejsentymentalnejniżfaktycznej.Tonem,
którymiałanadziejębrzmiałnonszalancko,
oświadczyła:
‒Mniejznaczywięcej,tonajnowszytrend.
Zacpogładziłdłoniąprzezroczystą,cieniutkątkaninę
jejsukienki.
‒Zgadzamsięztobąwstuprocentach‒mruknął,
patrzącjejgłębokowoczy.
Uciekaj!‒podpowiadałjejzdrowyrozsądek‒uciekaj
jaknajszybciej!Aleczynaprawdęmiaławybór?Nie,
jeślichciałaocalićżycieukochanegoojca.Niemiała
wzwyczajukłamać,ajednakbraławłaśnieczynny
udziałwpodstępnym,podłymplanie.
‒Cotynatożebyśmysięstądwyrwali?Trochętu…
duszno‒zaproponowałZac.
Powinnaodmówić,alefaktycznienaglepoczuła,
żesiędusi,aścianysalibalowejnapierająnanią.