Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
handlowego,zmagającegosięzwiatrem,poczym
złożyłająiodwróciłasiędostojącegoobokniej
Tobiasa.Byłtomężczyznawysoki,mierzącyponadmetr
osiemdziesiąt,oogorzałejtwarzyzespłaszczonym,
wielokrotniezłamanymnosem–pamiątkąpolicznych
pijackichburdach.Spodtrójgraniastegokapelusza
opadałymunaramionadługie,skołtunionewarkocze,
zwplecionymikoralikamiipęczkamipiór.Ubrany
wspłowiałysurdut,stanowiłucieleśnieniewyobrażeń
okapitaniepirackiegostatku.Miałteżodpowiedni
dotegotemperament.
Nieprzestawałwpatrywaćsięwkrukazłym
wzrokiem.
–Płyniepodbrytyjskąbanderą,aleniewidzęnazwy.
–Katetymrazemskierowałaswojesłowadostarszego
mężczyznypojejlewejstronie.SunnyJim,krzepki,
ospalonejnamahońskórze,miałnałysejgłowie
wypłowiałąbandankę.Kiedyśmusiałabyćczerwona,
aleterazprzyjegoopalonejtwarzyikarkuwydawała
siębladoróżowa.–Możetycoświdzisz?–Podała
mulunetę,marszczącbrwi,gdyżznałanazwy
wszystkichbrytyjskichstatków,jakiekiedykolwiek
atakowała.
SunnyJimzasępiłsiębardziejniżzazwyczajidla
zachowaniapozorówpodałlunetęTobiasowi.
–Jeszczenie,proszępani.
–Czynazwamajakieśznaczenie?–zapytałTobias.
–Pewnienie–odparłaKate,choćzaniepokoiło
jątobardziejniżczarneptaszyskonaczubkumasztu.
NawidokstatkuTobiasuśmiechnąłsięszeroko,
demonstrującbrakiwuzębieniu.Jegozłotykolczyk