Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Imówiącto,pewnymruchemotworzyłabramę.
Zkrzakówpowoliwyłoniłsiępies.Machającyogonem,
grubiutki,biały,uśmiechającysiępies.
PatrzzawołałaJulka.Bógumieoswoićpsy.
Powinnyśmymiećwięcejwiary.Chodź.
Itak,zpsemtruchtającymobok,przeszłypierwszepole
iznalazłysięwmałymlasku.Wkołopanowałacisza
przerywanatylkoptasimświergotemitrzaskiemigliwia
podstopami.Białedziecięcebutkiubrudziłysięzielonym
mchem,asukienkiwkilkumiejscachzahaczyły
owystającegałązki.Pomijającjednaktoorazubrudzone
rękawiczki,dziewczynkomnicsięniestałoiznowu
zaczęłyodważnierozmyślaćomęczeństwie.Niebyły
jednakświadome,żecałyczaspodobserwacjąpan
Timsonprzyglądałimsięukrytymiędzydrzewami
naskrajulasu.
Widzisz?zaczęłaJulkagłaszczącpsapogłowie.Nie
jesttakźle.Niemażadnychzłychpsówanilwów.
Wieszcomyślę?odparłaAgatka.SkoroPanBóg
dlanaszegodobraoswoiłtegopsa,tomożezłagodziteż
sercetegofarmera?
PanJerzypowiedział,żewstrętnyzniegotyp.
Notak,alewstrętnytypniejestgorszyodzłegopsa.
Biednystaryczłowiek.Takmigoszkoda.Jesttaki
zagniewany,podczasgdyświatwkołojesttakiłagodny
idelikatny.
PanTimsonsięskrzywiłnatesłowa.„Więckrytykują
mniezamoimiplecami”pomyślał.