Drzwidopokojubyłyotwarte,boScroogeniechciał
spuścićzokabuchaltera,siedzącegowmalutkim
sąsiednimpokoiku,wktórymprzepisywałlisty.Wpokoju
Scrooge’atliłsięmaleńkiogień–leczwizbieksięgowego
nagarstcepopiołużarzyłsięzaledwiejedenwęgielek.Nie
śmiałbiedakpołożyćwięcej,tymbardziejżekosz
zwęglamistałwpokojupryncypała.
–Wesołychświąt,wujaszku,niechcięBógbłogosławi!
–rozległsięnaglemłodyidźwięcznygłos.Byłtogłos
siostrzeńcaScrooge’a,którywpadłniespodzianie,
zacierającręce.
–Ba–rzekłScrooge–nieplećgłupstw!
–ŚwiętaBożegoNarodzenia,wujaszku,tonie
sągłupstwa.
–Owszem,są–rzekłScrooge.–Inieupoważniającię
dotego,żebyśsięoddawałrujnującejwesołości!Itak
jesteśdosyćubogi.
–No,no!–odpowiedziałsiostrzeniec.–Ajakimprawem
ty,wujaszku,jesteśtakismutny?Dlaczegowtakidzień
zajmujeszsięnudnymirachunkami?Itakjesteśdosyć
bogaty.
–Znowuplecieszgłupoty–zawołałScrooge.–Czym
jesttaknaprawdętotwojeBożeNarodzenie?Chwilą
rozrzutnościizaciąganiadługów,którychpóźniejnie
będzieszumiałspłacić.Idźdolichaztwojąwesołością!
–Bolimnie,bardzomniebolitwojazaciętość,wuju.