Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
upadłemjednak.Utrzymałemrównowagę.Wstrzymując
oddech,próbowałemnasłuchiwać.Wszędziepanowała
głuchaizłowrogacisza…
Dzieńdrugi.
Ztrudemotworzyłemoczy.Niepotrafięstwierdzić,ile
czasuspałem.Niewiem,czywogólezasnąłem?Nie
umiemtakżeokreślić,jakabyłanapowierzchniporadnia.
Czas,któryniemalodzawszewyznaczałludzkieżycie,
terazjakbynieistniał.Stanąłnadobre,gwałtownie
zatrzymującsięwmiejscu.
Niemiałemzegarka.Nigdyichnielubiłem,bociągle
gdzieśwszystkichbezlitośniepoganiały.Takczułem.
Terazżałuję,żechociażjednego,ostatniegonie
zachowałem.Natakąwłaśniesytuację.Jakwyznaczyć
kalendarz,określićgodzinę,jakliczyć,tebeznamiętnie
wlekącesięchwile?Postanowiłemsumowaćdoby,ale
jak?Odsnudosnu,byłtochybajedynysensowny
sposób.
Niewielewczorajwymyśliłem,nicmisiętakżenie
przyśniło.Możepozagłośnymieksplozjamipotężnych
stożkowychgłowicatomowych,którebyływymierzone
wPolskę.Włosynadaljeżyłymisięnagłowie,skóra
cierpłanakarku,azębybolałyniczymwyrywane
paznokcie.Stop,ledwozachrzęściłemochrypłymgłosem.
Szukającodległegocelu,niechciałemmarnowaćsił
nabezproduktywneprzekomarzaniesięzesobą.
Postanowiłemsprawdzićzapasy.Taknaprawdę,tocały
drugidzieńnatymmiwłaśnieupłynął.Liczyłemtakże
nato,żepodrodzewpadnęnajakiśgenialnypomysł,
którymnieztegowyzwoli.Przecieżitakwkońcubędę
musiałstądwyjść…amożetotylkoniegroźnie
wyglądającyincydent,możeniejesttakźle?Tamyśl
byłazemnąodpoczątku.
Zapaliłemkruchądrewnianązapałkę,jejjasneświatło
paliłosięteraznaniebiesko.Pokrótkiejchwili,kiedy